sobota, 10 marca 2012

Dom Mroku - Rozdział 9

Kolejny rozdział. Niestety, sam nie jestem z niego zbyt zadowolony. Może dlatego, że po dłuższej przerwie pisany. Mimo wszystko - miłego czytania.


Ethan siedział przy ledwie rozżarzonym ognisku i czasami dorzucał drewniany patyk.
Naprzeciwko siedziała Samantha, lekko drżąc z zimna.
Ethan poderwał się z ziemi, chąc coś powiedzieć lecz dziewczyna mu przerwała.
- Chcesz dać mi swoją kurtkę? Rety, jakie to kiczowate – powiedziała zgryźliwie, ukrywając uśmiech, który pojawił się na jej pomalowanych czarną szminką ustach.
Chłopak nieśmiało usiadł.
Ognisko coraz mocniej ich ogrzewałoo. Jego blask widoczny był bardzo wyraźnie w mroku nadchodzącej nocy.
Wcześniej spędzili kilka godzin na błądzeniu w labiryncie drzew, krzaków i niegroźnych zwierząt (a przynajmniej tylko niegroźne spotkali). Las był gęsty, a z racji że zapadała ciemność, postanowili już dzisiaj nie szukać drogi i spokojnie przenocować. Podróż trwała kilka godzin, a oboje jedli tylko drugie śniadanie, więc poszukiali jerzyn i malin w lesie, którymi teraz delektowali się przy ogniu.
Ethan, obracawszy okazałą malinę w dłoni nagle ją odłożył i wstał, znikając z jasnej i bezpiecznej strefy ognia. Po chwili wrócił z ostrym patykiem i wbił na jego czubek malinę. Powoli zbliżył końcem patyka z różowym owocem do ognia.
Samantha zrobiła, tak rzeczowo rzecz nazywając, facepalma. Ale się nie odezwała.
- To.. będziemy spać w tym lesie? – Zapytała jednak po chwili.
Ethan, przybliżywszy do siebie kij z maliną, wyciąnął ją z ostrego końca i od razu odrzucił gdzieś w krzaki, liżąc palec.
- Zależy co rozumiesz przez spanie … - zaczął, ale zdając sobie sprawę z tego, co palnął, poprawił się – Myślę, że tak. Nie ma sensu już szukać wyjścia, zapada zmrok. A auto jest w takim stanie, że nie ruszy. Więc nawet znalezienie drogi nic nam nie da.
- Czyli… jesteśmy zagubionymi rozbitkami na wyspie idiotów?
- Idio… - zaczął, ale zrozumiał – Bardzo śmieszne, emo.
- Już nie nazywasz mnie pięknością czy księżniczką?
- Będziesz emo księżniczką.
- Na tej wspaniałej wyspie idiotów?
***
Alicja zmierzała w stronę ogrodu, ciekawa ale również przestraszona. Nie wiedziała, czego się spodziewać.
Zeszła z ostatniego stopnia i odetchnęła głęboko. Ogród znajdował się na tyłach. Podeszła do dużych drzew i otworzyła je. Poczuła piękny zapach różnych rodzajów kwiatów i orzeźwiającego powietrza. Rozejrzała się. Było tu mnóstwo kolorowych roślin, które wyglądały jak z innej planety. Tak bardzo dała ponieść się magii tego miejsca, że prawie zapomniała, po co tu przyszła. Po chwili jednak zauważyła Cade’a, który oglądał różowe kwiaty. Podeszła tam.
Chłopak od razu ją zauważył i spojrzeli sobie w oczy.
Nikt się nie odezwał, nie potrzeba było słów. Cade sięgnął po różowy kwiat, który przypominał kształtem lilię. Wyrwał go i spojrzał na włosy dziewczyny. Wziął kwiat i zaczął wplątywać go w jej włosy. Alicja nie protestowała, nie była w stanie nic powiedzieć.
Gdy Cade skończył, dalej nic nie mówił. Po chwili jednak to zrobił.
- Wyglądasz pięknie – po tych słowach znowu ją pocałował. Trwali w uścisku, całując się, a wokół nich kwitły nowe, piękne kwiaty.
***
Przez gęste drzewa powoli wydostawał się promyk porannego słońca. Ethan przetarł oczy i głośno ziewnął.
- Jezus Maria, człowieku.. – skomentowała Samantha – Ludzie tu śpią.
- Sory.
- A teraz weź przesuń dupę, bo mi na ręce siedzisz – warknęła.
Ethan posłuchał.
- Już świta, powinniśmy ruszyć. Nie uśmiecha mi się siedzenie w tym lesie dłużej- powiedział.
- Zgubiliśmy komórki, sami nie wiemy, gdzie jesteśmy i nie mamy samochodu. Jesteśmy rozbit…
- Nie zaczynaj znowu z tą wyspą – przerwał jej Ethan. – Musimy wyjść na drogę i poczekać, aż ktoś będzie przejeżdzał. Możemy też sprawdzić, czy nikogo nie ma w lesie, jednak zajmie to więcej czasu i będziemy musieli zostać tu jeszcze dłużej.
- Dobra – ciężko wstała i ziewnęła.
- I to ja ziewam jak niedźwiedź? – zachichotał Ethan.
Samantha też się zaśmiała. Chyba pierwszy taz widział to zjawisko.
- Chodźmy – powiedziała.
Długo szli, jednak wciąż nie mogli znaleźć wyjścia. Jakby położenie drzew wciąż się zmieniało, by nie mogli wyjść.
- Pójdę na stronę – powiedział Ethan i ruszył w krzaki. Załatwił potrzeby i zbliżał się w stronę Samanthy, kiedy nagle coś zauważył. Na gałęzi drzewa zawieszone było coś świecącego, okrągle. Ethan chwilę poszarpał gałąź wielkim patykiem i rzecz wypadła na wilgotną ziemię. Jednak nie tylko. Obok niej znajdował się dziwny patyk. Przypominał patyk tylko kształtem – był wykonany z dziwnego, niebieskiego kryształu i świecił. Ethan szybko schował go pod kurtkę i przyjrzał się złotej błyskotce.
Przypominało to zamknięte oko, było ozdobione lekko drogimi kamieniami. Do tego posiadało łańcuch do zawieszenia na szyi. To był medalion.
- Samantha! – zawołał – Znalazłem coś
- Co się drze.. – urwała, zauważając medalion. – Skąd go masz?
- Było na drzewie. Wiesz, co to jest?
- Przecież to.. medalion Alicji.
***
Cade i Alicja wracali do pokoju, obejmując się. Nagle zauważyli coś dziwnego.
- O mój Boże! – krzyknęła Alicja i podbiegła w stronę nieprzytomnego ciała – To …. Nie…
- Co się stało, Alice? – zapytał Cade – O…m… - Powiedział, widząc ciało i morze krwi – Czy to…
- To Dave – powiedziała Alicja ze łzami w oczach – On… nie oddycha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz