sobota, 12 listopada 2011

Brak weny?

Sry, ostatnio nie ma recenzji mimo, że czytam książki nadal ... nazywam to Syndrom Wieku Średniego Recenznanta. SWŚR w skrócie. Nie mam weny na recenzję. No cóż. Na razie lekki stop. Ale powrócę, serio! Potrzebuję czegoś, co mnie zmotywuje. Macie pomysł? Komentarzeeeee

piątek, 4 listopada 2011

Bajki Robotów - Stanisław Lem



„Bajki robotów” to jedna z najsławniejszych książek Stanisława Lema, lektura klas szóstych. Tytuł jest jednak bardzo mylący. Nie jest to zbiór płytkich i prostych bajek. Są to historie z oryginalną fabułą, niezwykłym przekazem i, niestety, trudnym językiem.

„Bajki robotów” posiadają 11, krótkich opowiadań, w których główną rolę odgrywają roboty i różne maszyny, czy tamtejsi ‘magicy’  - konstruktorzy i wynalazcy. Są one zróżnicowane i każde z nich ma w sobie coś unikalnego. Lem łączy konwencję klasycznych baśni z opowieściami, których akcja toczy się w kosmosie. Mają one morał i przekaz, nad którym czasami trzeba się zastanowić. Jak Lemowi udało się stworzyć tę powieść? Czy jest ona taka dobra czy głupia, jak można sądzić na pierwszy rzut oka?

„Bajki robotów” to na pewno książka nietypowa. Temat sci-fi nie jest nikomu z nas obcy, ale bajki w tym klimacie? Wydaje się, że to wspaniała książka dla młodego czytelnika. I może faktycznie tak jest. Niestety ogromnym minusem jest trudny język, jaki serwuje nam autor – nie twierdzę, że taki trudny, by szóstkoklasiści go nie rozumieli. Jednak wplątanie go w akcję jest bardzo złym posunięciem. Stanisław Lem bardziej skupia się na zdaniach, z których składa się bajka niż na samej bajce. Akcja prowadzona jest drętwo i zdarzyło mi się zaczytać, po chwili się otrząsnąć i zdać sobie sprawę, że … nic nie pamiętam z opowiadania. Trzeba czytać bardzo dokładnie, choć czasami i to nie zatrzyma nas przed ponownym przeczytaniem danego fragmentu.

Baśnie, przyznaję, mają przekaz. Jednak kiedy mamy skupić się na nim przez kilka stron drętwego dialogu, to traci swoją magię. Można wszystko przekazać czytelnikowi prościej, i biorąc pod uwagę że to lektura z podstawówki, powinno jednak tak być. To jedna z książek z rodzaju odpychających młodzież od lektur i powieści wszelkiej maści. Zazwyczaj, czytając książkę odnosimy pochopne pierwsze wrażenie – w tym przypadku negatywne i nie zachęca to do dalszego czytania. Szczególnie tych, którzy sądzą, że jest to obowiązek. Ja przeczytałem ją dla siebie. I tylko motywacja trzymała mnie w sidłach tej powieści Lema.

Baśnie trzymane są w klimacie klasycznych powieści do poduszki – zamiast rycerzy są ‘elektrycerze’, są też różne potwory, najczęściej metalowe, szlachetni ludzie którzy okazują się niezwykłą odwagą, księżniczki, mędrcy … jednak nie tylko. Kilka opowiadań w ogóle nie jest podobna do baśni, przynajmniej tych, których znamy. Mają też morał, ale przedstawiony w innej, dość ciekawej formie. Powieść jest też niezwykle krótka i możn aby to przeczytać na raz, gdyby nie trudność w języku i zgubieniach w akcji.

Podsumowując, jest to powieść dobra, ale na pewno nie dla dzieci. Wydaje mi się, że jej przekazy i morały bardziej docenią dorośli, niż ci młodsi. Jednak mimo wszystko trudny język Lema czyni z tego powieść, nad którą trzeba pomyśleć i dłużej posiedzieć. Jako dobre powieści sci-fi dla dorosłych – wyszło nieźle, ale jako lektura dla szóstych klas – wyszło tragicznie. Można było przedstawić to prościej, z lekkim językiem – a byłaby to powieść wręcz idealna dla kogoś w moim wieku. A może ja po prostu jeszcze do niej nie dorosłem?

6,5/10

czwartek, 3 listopada 2011

Kartoteka Artemisa Fowla



Eoin Colfer to irlandzki pisarz, autor powieści dla młodych czytelników. Wydał wiele książek – „Lista życzeń”, „Nadnaturalista”, „Benny i Omar”, „Benny i Babe” czy „Fletcher Moon”. Wszystkie bardzo szybko stały się popularne. Jednak światową sławę przyniósł mu cykl „Artemis Fowl”, który opowiada o przygodach młodego geniusza. Pewnego dnia Artemis porywa wróżkę z Małego Ludu i żąda za nią okupu. A ma tylko … dwanaście lat.

Łącznie części o przygodach Artemisa powstało dotychczas siedem – „Artemis Fowl”, „Arktyczna przygoda”, „Kod wieczności”, „Fortel Wróżki”, „Zaginiona Kolonia”, „Paradoks czasu” i „Kompleks Atlantydy”. Został wydany jeszcze dodatek do serii, „Artemis Fowl Files”, który w Polsce został opublikowany pod tytułem „Kartoteka Artemisa Fowla”.

Nie wszystkie przygody Artemisa zostały dotychczas odkryte … brakujące opowiadania odkryje przed nami „Kartoteka”. W pierwszym dowiemy się, jak Holly Nieduża została przyjęta do SKRZAT, wróżkowej policji. W drugim za to zostanie odkryta przygoda Artemisa, który za pomocą Mierzwy Grzebaczka postanawia ukraść tiarę Fei Fei. Obecnie znajduje się ona w łapach innych krasnali …

Opowiadania mnie bardzo mile zaskoczyły. Autor napisał je lekko i miał bardzo ciekawe pomysły, w przeciwieństwie do opowiadań np. w Archiwum Herosów, gdzie odniosłem wrażenie, że zostały pisane na siłę. W „Archiwum” były trzy opowiadania, w „Kartotece” są dwa, a książka i tak jest dłuższa. O wiele bardziej podoba mi się to wydanie jako dodatek.

Co mamy dalej? Pomiędzy historiami o przygodach wróżek, znajduje się alfabet gnomski. Na pewno rzecz bardzo ucieszy młodszych fanów, a starsi również będą mieli frajdę rozszyfrowując fragmenty księgi wróżek na nasz język. Znajdują się tam też później wywiady z bohaterami serii. To są takie bardziej prawdziwie, bo zadają podobne pytania każdemu i widzimy różne sytuacje z kilku punktów widzenia. I często można się uśmiać.

Dowiadujemy się też co nieco o różnych rodzjach wróżek, czyli o chochlikach, trollach, krasnalach itd. Do szczęścia zabrakło według mnie tylko rysunków. Wtedy to byłoby jeszcze lepsze, ale nie narzekam. Znajduje się też kilka innych, ciekawych dodatków.

Ogromny minus, to rysunki wyobrażające postacie w środku. Butler był łysy i był w pół azjatą, a tu wygląda jak zbój zza rogu. Artemis miał NIEBIESKIE oczy. Holly można przeboleć, ale Ogierek po prostu załamuje – nie ze względu na wygląd, tylko to, jak został narysowany. I do tego w książce znajduje się niepoprawna krzyżówka.
Podsumowując, moim zdaniem pomysł na książkę dobry i został dobrze zrealizowany. Fajna gratka dla fanów serii i dopracowane opowiadania. Nie można tego ocenić jako powieści, więc nie wystawię końcowej oceny, ale podobała mi się i cieszyłem się z ponownego powrotu do świata wróżek.

Artemis Fowl. Kompleks Atlantydy



Przedostatni, już siódmy tom przygód nastoletniego geniusza, Artemisa Fowla. Tym razem, po wielu walkach z różnymi przeciwnikami – złą chochliczką, gangiem goblinów, kolonią demonów, nadeszła pora na zmierzenie się … z własnym umysłem i osobowością.

Co? Artemis Fowl ma zamiar uratować świat? I to z własnej woli za pomocą własnego wynalazku? To wielki szok na pewno dla każdego, kto go zna, ale dla niego również. Ostatnio zaczął też bezpiecznie wymawiać wyrazy, licząc je … z początku niegroźna obsesja na punkcie liczb cztery, która po chińsku brzmi jak ‘śmierć’ i pięć, która jest jego szczęśliwą wydaje się nieszkodzliwa, ale z biegiem czasu staje się niepokojąca. Okazuje się, że piętnastolatek zachorował na tak zwany Kompleks Atlantydy, groźną chorobę psychiczną, która rozpoczyna się na liczbach, a kończy na rozszczepieniu osobowości, podczas którego objawia się drugie ja Artemisa – Orion, a sam Artemis zostaje więźniem w jego własnym umyśle. Orion, szlachetny młodzieniec, nie ma zbyt wiele wspólnych cech z Fowlem – jest beztroski, optymistyczny i bardzo śmiały, co potwierdza jego szalona miłość do kapitan Holly Niedużej, której nie omieszka okazywać. Choroba staje się poważnym problemem dla innych towarzyszy podróży, jakimi są Holly, Ogierek, Mierzwa, Julia i Butler – z powodu awarii pewnej sondy kosmicznej muszą ją jak najszybciej zatrzymać, zanim zrobi to, na co została zaprogramowana – zniszczy Atlantydę. I charakter Artemisa, choć irytujący i zarozumiały, wydaje się bardzo potrzebny, inaczej świat wróżek stanie przed poważnym problemem, z którego nie wszyscy zdołają wyjść cali.

Już z początku, trzymając w ręku siódmy tom Artemisa Fowla, rzuca się coś w oczy – wydawnictwo nie trzyma się zasady i okładka nie jest miękka inie wygląda jak pamiętnik. A wszystkie poprzednie części zostały wydane na tej zasadzie. Tym razem okładka jest ‘ściągana’, pod spodem znajduje się cała niebieska, twarda, do tego czcionka w powieści jest mniejsza. Wszystko inne. I mimo, że prezentuje się wręcz wspaniale, jeszcze  z tą morską kolorystyką, to jednak powinni trzymać się zasady, albo wydać wszystkie tomy od nowa na tej zasadzie. Poszli na łatwiznę – wydali ładniejszą okładkę, by więcej osób się zainteresowało książką i sięgnęło po serię. Ruch typowy dla kasy. No cóż.

Z początku, czytając ‘Kompleks Atlantydy’ odnosi się wrażenie, jakby książka była pisana przez innego autora. Czy to zmiana tłumacza? Nie. Po prostu z początku zdaje się, jakby autor zmienił styl pisania i ma się nadzieję, że nie zostanie tak na dłużej. I na szczęście, nie zostało. W dalszym ciągu jest to lekka i miła przygoda z humorem.

Niestety, nie ma tu nowych godnych uwagi bohaterów. No może poza Orionem, ale to druga osobowość Artemisa, więc praktycznie się nie liczy … ale za to pod koniec zostałem mile zaskoczony przez autora i fabułę, jaką nam zaserwował. Okazuje się, że źli bohaterowie nie muszą być całkiem źli i bez żadnych ciekawych motywów. Tutaj główny czarny charakter oczywiście, że jest zły, ale rozumiemy go i mamy przedstawioną jego historię. Książka ma przez ten wątek ciekawy przekaz, jak silna potrafi być miłość.

Książka, jak większość tomów o Artemisie, jest krótka, a przez mniejszą ilość stron jest to jeszcze bardziej odczuwalne. Mimo, ze czcionka jest mniejsza technicznie rzecz biorąc wydaje się, że ten tom jest nawet najdłuższy, ale nie czuć tej długości, bo przygoda mija nam bardzo szybko. Znowu mamy do czynienia z różnymi technicznymi bajerami i fabuła jest z nimi ściśle związana. Przez różne, dość długie opisy o technice poznajemy technologię wróżek coraz bardziej – Eoin Colfer łamie sterotypy, jakoby wróżki miały być magicznymi stworkami z magicznymi rzeczami. O nie. To zaawansowana technologicznie cywilizacja z własnymi problemami, jak awarie sondy różne tego typu rzeczy. 

Humor towarzyszy nam przez cały czas, i to moim zdaniem zdecydowanie ratuje tą powieść . Często wybuchałem śmiechem, i tylko to wyróżnia tę książkę od multum tego typu historii. Poza tym, to przeciętna przygodówka z czasami fajną akcją i super wynalazkami – czyli standardowy tom Artemisa Fowla, który niczym specjalnie nie zachwyca. Mimo to, czyta się miło.

7,5/10