niedziela, 25 grudnia 2011

Wymiana - Światła września

Witam. Otóż niedawno nastąpiła mała pomyłka i przez to mam dwa egzemplarze książki Carlosa Ruiza Zafona - "Światła września". Oferuję ją na wymianę, okładka miękka, stan rewelacyjny - jeśli jest ktoś chętny, niech napisze na mojego maila - RobertSolski@vp.pl lub nr. gg: 7700155. Osobiście preferuję gg, bo łatwiej się dogadać.

Dziękuję za uwagę. :P

sobota, 12 listopada 2011

Brak weny?

Sry, ostatnio nie ma recenzji mimo, że czytam książki nadal ... nazywam to Syndrom Wieku Średniego Recenznanta. SWŚR w skrócie. Nie mam weny na recenzję. No cóż. Na razie lekki stop. Ale powrócę, serio! Potrzebuję czegoś, co mnie zmotywuje. Macie pomysł? Komentarzeeeee

piątek, 4 listopada 2011

Bajki Robotów - Stanisław Lem



„Bajki robotów” to jedna z najsławniejszych książek Stanisława Lema, lektura klas szóstych. Tytuł jest jednak bardzo mylący. Nie jest to zbiór płytkich i prostych bajek. Są to historie z oryginalną fabułą, niezwykłym przekazem i, niestety, trudnym językiem.

„Bajki robotów” posiadają 11, krótkich opowiadań, w których główną rolę odgrywają roboty i różne maszyny, czy tamtejsi ‘magicy’  - konstruktorzy i wynalazcy. Są one zróżnicowane i każde z nich ma w sobie coś unikalnego. Lem łączy konwencję klasycznych baśni z opowieściami, których akcja toczy się w kosmosie. Mają one morał i przekaz, nad którym czasami trzeba się zastanowić. Jak Lemowi udało się stworzyć tę powieść? Czy jest ona taka dobra czy głupia, jak można sądzić na pierwszy rzut oka?

„Bajki robotów” to na pewno książka nietypowa. Temat sci-fi nie jest nikomu z nas obcy, ale bajki w tym klimacie? Wydaje się, że to wspaniała książka dla młodego czytelnika. I może faktycznie tak jest. Niestety ogromnym minusem jest trudny język, jaki serwuje nam autor – nie twierdzę, że taki trudny, by szóstkoklasiści go nie rozumieli. Jednak wplątanie go w akcję jest bardzo złym posunięciem. Stanisław Lem bardziej skupia się na zdaniach, z których składa się bajka niż na samej bajce. Akcja prowadzona jest drętwo i zdarzyło mi się zaczytać, po chwili się otrząsnąć i zdać sobie sprawę, że … nic nie pamiętam z opowiadania. Trzeba czytać bardzo dokładnie, choć czasami i to nie zatrzyma nas przed ponownym przeczytaniem danego fragmentu.

Baśnie, przyznaję, mają przekaz. Jednak kiedy mamy skupić się na nim przez kilka stron drętwego dialogu, to traci swoją magię. Można wszystko przekazać czytelnikowi prościej, i biorąc pod uwagę że to lektura z podstawówki, powinno jednak tak być. To jedna z książek z rodzaju odpychających młodzież od lektur i powieści wszelkiej maści. Zazwyczaj, czytając książkę odnosimy pochopne pierwsze wrażenie – w tym przypadku negatywne i nie zachęca to do dalszego czytania. Szczególnie tych, którzy sądzą, że jest to obowiązek. Ja przeczytałem ją dla siebie. I tylko motywacja trzymała mnie w sidłach tej powieści Lema.

Baśnie trzymane są w klimacie klasycznych powieści do poduszki – zamiast rycerzy są ‘elektrycerze’, są też różne potwory, najczęściej metalowe, szlachetni ludzie którzy okazują się niezwykłą odwagą, księżniczki, mędrcy … jednak nie tylko. Kilka opowiadań w ogóle nie jest podobna do baśni, przynajmniej tych, których znamy. Mają też morał, ale przedstawiony w innej, dość ciekawej formie. Powieść jest też niezwykle krótka i możn aby to przeczytać na raz, gdyby nie trudność w języku i zgubieniach w akcji.

Podsumowując, jest to powieść dobra, ale na pewno nie dla dzieci. Wydaje mi się, że jej przekazy i morały bardziej docenią dorośli, niż ci młodsi. Jednak mimo wszystko trudny język Lema czyni z tego powieść, nad którą trzeba pomyśleć i dłużej posiedzieć. Jako dobre powieści sci-fi dla dorosłych – wyszło nieźle, ale jako lektura dla szóstych klas – wyszło tragicznie. Można było przedstawić to prościej, z lekkim językiem – a byłaby to powieść wręcz idealna dla kogoś w moim wieku. A może ja po prostu jeszcze do niej nie dorosłem?

6,5/10

czwartek, 3 listopada 2011

Kartoteka Artemisa Fowla



Eoin Colfer to irlandzki pisarz, autor powieści dla młodych czytelników. Wydał wiele książek – „Lista życzeń”, „Nadnaturalista”, „Benny i Omar”, „Benny i Babe” czy „Fletcher Moon”. Wszystkie bardzo szybko stały się popularne. Jednak światową sławę przyniósł mu cykl „Artemis Fowl”, który opowiada o przygodach młodego geniusza. Pewnego dnia Artemis porywa wróżkę z Małego Ludu i żąda za nią okupu. A ma tylko … dwanaście lat.

Łącznie części o przygodach Artemisa powstało dotychczas siedem – „Artemis Fowl”, „Arktyczna przygoda”, „Kod wieczności”, „Fortel Wróżki”, „Zaginiona Kolonia”, „Paradoks czasu” i „Kompleks Atlantydy”. Został wydany jeszcze dodatek do serii, „Artemis Fowl Files”, który w Polsce został opublikowany pod tytułem „Kartoteka Artemisa Fowla”.

Nie wszystkie przygody Artemisa zostały dotychczas odkryte … brakujące opowiadania odkryje przed nami „Kartoteka”. W pierwszym dowiemy się, jak Holly Nieduża została przyjęta do SKRZAT, wróżkowej policji. W drugim za to zostanie odkryta przygoda Artemisa, który za pomocą Mierzwy Grzebaczka postanawia ukraść tiarę Fei Fei. Obecnie znajduje się ona w łapach innych krasnali …

Opowiadania mnie bardzo mile zaskoczyły. Autor napisał je lekko i miał bardzo ciekawe pomysły, w przeciwieństwie do opowiadań np. w Archiwum Herosów, gdzie odniosłem wrażenie, że zostały pisane na siłę. W „Archiwum” były trzy opowiadania, w „Kartotece” są dwa, a książka i tak jest dłuższa. O wiele bardziej podoba mi się to wydanie jako dodatek.

Co mamy dalej? Pomiędzy historiami o przygodach wróżek, znajduje się alfabet gnomski. Na pewno rzecz bardzo ucieszy młodszych fanów, a starsi również będą mieli frajdę rozszyfrowując fragmenty księgi wróżek na nasz język. Znajdują się tam też później wywiady z bohaterami serii. To są takie bardziej prawdziwie, bo zadają podobne pytania każdemu i widzimy różne sytuacje z kilku punktów widzenia. I często można się uśmiać.

Dowiadujemy się też co nieco o różnych rodzjach wróżek, czyli o chochlikach, trollach, krasnalach itd. Do szczęścia zabrakło według mnie tylko rysunków. Wtedy to byłoby jeszcze lepsze, ale nie narzekam. Znajduje się też kilka innych, ciekawych dodatków.

Ogromny minus, to rysunki wyobrażające postacie w środku. Butler był łysy i był w pół azjatą, a tu wygląda jak zbój zza rogu. Artemis miał NIEBIESKIE oczy. Holly można przeboleć, ale Ogierek po prostu załamuje – nie ze względu na wygląd, tylko to, jak został narysowany. I do tego w książce znajduje się niepoprawna krzyżówka.
Podsumowując, moim zdaniem pomysł na książkę dobry i został dobrze zrealizowany. Fajna gratka dla fanów serii i dopracowane opowiadania. Nie można tego ocenić jako powieści, więc nie wystawię końcowej oceny, ale podobała mi się i cieszyłem się z ponownego powrotu do świata wróżek.

Artemis Fowl. Kompleks Atlantydy



Przedostatni, już siódmy tom przygód nastoletniego geniusza, Artemisa Fowla. Tym razem, po wielu walkach z różnymi przeciwnikami – złą chochliczką, gangiem goblinów, kolonią demonów, nadeszła pora na zmierzenie się … z własnym umysłem i osobowością.

Co? Artemis Fowl ma zamiar uratować świat? I to z własnej woli za pomocą własnego wynalazku? To wielki szok na pewno dla każdego, kto go zna, ale dla niego również. Ostatnio zaczął też bezpiecznie wymawiać wyrazy, licząc je … z początku niegroźna obsesja na punkcie liczb cztery, która po chińsku brzmi jak ‘śmierć’ i pięć, która jest jego szczęśliwą wydaje się nieszkodzliwa, ale z biegiem czasu staje się niepokojąca. Okazuje się, że piętnastolatek zachorował na tak zwany Kompleks Atlantydy, groźną chorobę psychiczną, która rozpoczyna się na liczbach, a kończy na rozszczepieniu osobowości, podczas którego objawia się drugie ja Artemisa – Orion, a sam Artemis zostaje więźniem w jego własnym umyśle. Orion, szlachetny młodzieniec, nie ma zbyt wiele wspólnych cech z Fowlem – jest beztroski, optymistyczny i bardzo śmiały, co potwierdza jego szalona miłość do kapitan Holly Niedużej, której nie omieszka okazywać. Choroba staje się poważnym problemem dla innych towarzyszy podróży, jakimi są Holly, Ogierek, Mierzwa, Julia i Butler – z powodu awarii pewnej sondy kosmicznej muszą ją jak najszybciej zatrzymać, zanim zrobi to, na co została zaprogramowana – zniszczy Atlantydę. I charakter Artemisa, choć irytujący i zarozumiały, wydaje się bardzo potrzebny, inaczej świat wróżek stanie przed poważnym problemem, z którego nie wszyscy zdołają wyjść cali.

Już z początku, trzymając w ręku siódmy tom Artemisa Fowla, rzuca się coś w oczy – wydawnictwo nie trzyma się zasady i okładka nie jest miękka inie wygląda jak pamiętnik. A wszystkie poprzednie części zostały wydane na tej zasadzie. Tym razem okładka jest ‘ściągana’, pod spodem znajduje się cała niebieska, twarda, do tego czcionka w powieści jest mniejsza. Wszystko inne. I mimo, że prezentuje się wręcz wspaniale, jeszcze  z tą morską kolorystyką, to jednak powinni trzymać się zasady, albo wydać wszystkie tomy od nowa na tej zasadzie. Poszli na łatwiznę – wydali ładniejszą okładkę, by więcej osób się zainteresowało książką i sięgnęło po serię. Ruch typowy dla kasy. No cóż.

Z początku, czytając ‘Kompleks Atlantydy’ odnosi się wrażenie, jakby książka była pisana przez innego autora. Czy to zmiana tłumacza? Nie. Po prostu z początku zdaje się, jakby autor zmienił styl pisania i ma się nadzieję, że nie zostanie tak na dłużej. I na szczęście, nie zostało. W dalszym ciągu jest to lekka i miła przygoda z humorem.

Niestety, nie ma tu nowych godnych uwagi bohaterów. No może poza Orionem, ale to druga osobowość Artemisa, więc praktycznie się nie liczy … ale za to pod koniec zostałem mile zaskoczony przez autora i fabułę, jaką nam zaserwował. Okazuje się, że źli bohaterowie nie muszą być całkiem źli i bez żadnych ciekawych motywów. Tutaj główny czarny charakter oczywiście, że jest zły, ale rozumiemy go i mamy przedstawioną jego historię. Książka ma przez ten wątek ciekawy przekaz, jak silna potrafi być miłość.

Książka, jak większość tomów o Artemisie, jest krótka, a przez mniejszą ilość stron jest to jeszcze bardziej odczuwalne. Mimo, ze czcionka jest mniejsza technicznie rzecz biorąc wydaje się, że ten tom jest nawet najdłuższy, ale nie czuć tej długości, bo przygoda mija nam bardzo szybko. Znowu mamy do czynienia z różnymi technicznymi bajerami i fabuła jest z nimi ściśle związana. Przez różne, dość długie opisy o technice poznajemy technologię wróżek coraz bardziej – Eoin Colfer łamie sterotypy, jakoby wróżki miały być magicznymi stworkami z magicznymi rzeczami. O nie. To zaawansowana technologicznie cywilizacja z własnymi problemami, jak awarie sondy różne tego typu rzeczy. 

Humor towarzyszy nam przez cały czas, i to moim zdaniem zdecydowanie ratuje tą powieść . Często wybuchałem śmiechem, i tylko to wyróżnia tę książkę od multum tego typu historii. Poza tym, to przeciętna przygodówka z czasami fajną akcją i super wynalazkami – czyli standardowy tom Artemisa Fowla, który niczym specjalnie nie zachwyca. Mimo to, czyta się miło.

7,5/10

poniedziałek, 31 października 2011

Artemis Fowl. Paradoks czasu


„Paradoks czasu” to już szósty tom przygód o niezwykłym geniuszu, który nieźle namieszał w życiu wróżek mając zaledwie dwanaście lat. Tym razem, jak sama nazwa wskazuje, fabuła będzie związana z podróżami w czasie i ich paradoksem. Czym tym razem zaskoczy nas Eoin Colfer?

Artemis Fowl jest już czternastoletnim chłopcem i bardzo się zmienił przez ostatnie dwa lata. Nie jest już chłopcem zarozumiałym, który wszędzie widzi zysk i nic nie robi bezinteresownie. Rodzina zaczęła dla niego wiele znaczyć, tak wiele, że nawet porzucił swoje przestępcze intencje. Nie jest już tym samym chłopcem, jednak wiele cech pozostało – np. cięty język i niesamowity intelekt. Poznajcie Artemisa Fowla II, który po wielu przygodach związanych ze światem wróżek nagle musi zmierzyć się z własnym, ogromnym problemem – jego umierającą matką, Angeliną. Zapadła ona na tajemniczą chorobę, dzięki której straci życie w najbliższym czasie. Nic nie jest w stanie jej pomóc. Żadni lekarze, żadne lekarstwa … ale czy na pewno?

Artemis dowiaduje się, że jednak jest nadzieja –a jest nim pewien lemur, wymarły gatunek, który kilka lat temu został zabity przez Artemisa. Młodszego, bezwzględnego Artemisa,dla którego liczyły się tylko pieniądze. Tylko płyn mózgowy owego lemura mógłby zatrzymać przebieg tajemniczej choroby. Jest tylko jeden sposób – cofnąć się w czasie i nie pozwolić, by młodszy Artemis ponownie sprzedał lemura grupie likwidatorów.  I starać się jak najmniej naruszyć słynny paradoks czasu, by czyny wykonane w przeszłości nie miały zbyt wielkiego wpływu na przyszłość.

Ponownie wracamy do świata Artemisa Fowla by zmierzyć się z nową przygodą i problemem. Eoin Colfer ponownie wprowadza nas w magiczny świat swoim genialnym piórem. Po troszkę słabszej piątej części, jaką jest „Zaginiona kolonia”, wraca do formy i tak oto powstaje „Paradoks czasu”. Tym razem powieść porusza  temat podróży w czasie – któż nie chciałby znaleźć się na miejscu Artemisa i Holly, by wyruszyć do przeszłości, starając się zmienić jej bieg? Uwierzcie, że nikt. Nie jest to takie banalne, że przenosimy się i jesteśmy sobą. O nie. W przeszłości jesteśmy intruzami, którzy próbują zakłócić spokój … sobie.

Bardzo spodobało mi się, że tym razem autor skupił się trochę na bohaterach. Bardziej poznajemy ich emocje, myśli, powody postępowania. Do tego gdy Artemis spotyka młodszą, dziesięcioletnią wersję samego siebie, rozumie on, jak bardzo się zmienił i jaki okrutny dla ludzi i wszystkiego innego był wcześniej. Z obrzydzeniem patrzy na siebie sprzed kilkoma laty. Odkrywa cechy charakteru, które często powodują to, że przez ludzi jest źle postrzegany. Bardzo dobrym posunięciem było też ukazanie emocji pomiędzy Holly a Artemisem – skoro są już przyjaciółmi, to teraz tylko krok, by się znienawidzić. Szczególnie, gdy jedna strona robi coś okropnego … Było mi naprawdę smutno w pewnych momentach z nimi związanymi, to na pewno plus, gdyż poprzednie części nie wzbudzały we mnie takich uczuć.

Oczywiście nie jest to drętwa czy smutna powieść. Po raz kolejny autor wplątuje w tekst swój niesamowity i specyficzny humor, co sprawiało, że przy czytaniu kąciki ust same się podnoszą i mamy dobry nastrój. Pewnych rzeczy lepiej nie zmieniać – np. niektórych bohaterów i humoru. To te rzeczy sprawiają, że książka jest bardzo zabawna i pocieszna, nadaje się dla dzieci i dorosłych.

‘- Niby w jakich bliskich stosunkach będziemy w przyszłości?
- Bardzo bliskich. Kupimy razem mieszkanie, a potem po szalonym romansie wyjdziesz za moją siostrę i spędzicie miesiąc miodowy w Las Vegas.’

Tym razem może nie znajdujemy się w magicznym świecie, nie ma super wynalazków czy potworów – potworem jest tylko czas. Poznajemy ‘na nowo’ bohaterów serii z przeszłości, co w pewnym przypadku jest dość wzruszające.

Ogólnie książka jest powieścią naprawdę dobrą. Moim skromnym zdaniem to najlepszy tom przygód Artemisa Fowla i każdy fan za pewno powinien się z nią zapoznać. Innych, mam nadzieję, być może przekonam do sięgnięcia po całą serię od początku. Świetna książka ze świetnym poczuciem humoru.

10/10

niedziela, 30 października 2011

Mega konkurs na "Zaginiony Almanach"!

Na blogu 'Zaginiony Almanach", pod tym linkiem - http://zaginionyalmanach.blogspot.com/2011/10/urodziny-almanachu-duuuuze-losowanie.html - pojawiła się mega loteria. Można wygrać ogromny mega pak książek! Trzeba zgłosić się w komentarzu, a oto reszta zasad:

1. Zgłoszenie MUSI zawierać nick i mail zgłaszającego (bez tego jest nieważne).
2. Osoby z kontem Google muszą dodać Almanach do obserwowanych (w przeszłości za dużo problemów z "zapominającymi" zwycięzcami było). Z wiadomych względów nie tyczy się to osób, które owego konta nie posiadają.
3. Zgłoszenia zbieram do 12 listopada, godziny 20.00. Wyniki najprawdopodobniej ogłoszę na następny dzień.
4. Mile widziane poinformowanie o konkursie na swoim blogu. :)
5. Na adres zwycięzcy czekam GÓRA 3 dni po ogłoszeniu wyników.
6. Proszę NIE dopisywać adresu bloga, bo część takich komentarzy trafia w SPAM, a nie będę tam szukał zgłoszeń.



a oto książki, jakie zgarnie mega zwycięzca.


Oj warto chociażby spróbować : ) Zachęcam do udziału w losowaniu, sam to również zrobię.

Ahh, ile książek, prawda?

sobota, 29 października 2011

TOPO 10: Ulubione serie książkowe!

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Przyłączam się do zabawy ;p A czemu nie. Ale na topy typu 'z którymi bohaterami wybrałabyś się na randkę" pozwólcie, że nie odpiszę. Jestem chłopakiem. No chyba, że będę robił żeńskie odpowiedniki :d

1. Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy - Rick Riordan
Nie ma żadnych wątpliwości. Mój zdecydowany numer jeden. W każdej części się po prostu zakochałem, wszystkie trzymają świetny poziom i żadna mnie nie rozczarowała. Oby tak dalej, Rick, przy pisaniu kolejnych serii.

2. Gone - zniknęli - Michael Grant


                                                                                                          
Gone zniknęli, po prostu rewelacja jak dla mnie. Seria niezwykle realistyczna z żywą akcją i nieprawdopodobnie realistycznymi bohaterami. Michael Grant to mój bóg zaraz po Ricku Riordanie. Za taką wyobraźnię to tylko gratulować.

                                                              3. Harry Potter - J.K Rowling


Jak mogłoby zabraknąć Harry'ego? Ten cykl zawsze zostanie w moim sercu. Moje pierwsze zetknięcie się z książkami. Niezwykła seria. Często do niej wracam : )

                                                              4. Artemis Fowl - Eoin Colfer
Coraz bardziej lubię tę serię. Artemis Fowl to mój zdecydowanie ulubiony bohater książkowy, i to jest największym atutem serii - magiczni bohaterowie. I do tego wspaniała akcja, wróżki używające technologii, no po prostu .. Artemis rządzi! Do tego niepowtarzalny humor i mamy książkę idealną.

                                                        5. Strażnicy Veridianu - Marianne Curley


Chyba jedna z najbardziej niedocenianych pozycji literackich, przynajmniej według mnie. Świetna i barwna historia w na razie dwóch wydanych w Polsce tomach.

                                                          6. Zwiadowcy - John Flanagan


Czyli słynni Zwiadowcy. Seria świetna, bardo realistyczna i fantasy bez magi, nowość : ) Najlepsza jest zdecydowanie część pierwsza.

                                                           7. Igrzyska Śmierci - Suzanne Collins


Mimo, że dopiero przeczytałem jeden tom, to już uważam, że seria jest genialna - po prostu genialna. Za niedługo rozpocznę przygodę z kolejnymi dwoma tomami Głodowych Igrzysk : )

                                             8. Felix, Net i Nika - Rafał Kosik


Świetna seria Rafała Kosika, do tego umieszczona w naszych realiach i ... w Polsce! Świetne sci-fi, boskie i dające się polubić postacie oraz lekkie pióro sprawiają, że po prostu seria jest świetna. Na razie przeczytałem 3 tomy ale i tak sądzę, że jest ona bardzo dobra i nie omieszkam przeczytać kolejnych tomów przygód Felixa, Neta i Niki.

                                               9. Olimpijscy Herosi - Rick Riordan


Na razie przeczytałem dopiero jeden tom, który został wydany, ale nie ma wątpliwości, że kolejny raz Rick Riordan zachwycił mnie historią i niewiarygodną wyobraźnią. Kolejna genialna seria tego autora.

                                          10.Kroniki Rodu Kane - Rick Riordan


Chyba nie muszę powtarzać słowa 'genialna'. Już po dwóch tomach trylogii i uważam, że naprawdę Rickowi nigdy nie skończą się pomysły. Tym razem egipskie realia i mitologia, ale zachwyca równie co ta grecka! I można się wiele dowiedzieć. Oczywiście to w tle fantastycznych przygód rodzeństwa Kane.

Artemis Fowl. Zaginiona kolonia



„Zaginiona kolonia” to już piąty tom serii opowiadającej o przygodach nastoletniego geniusza, ‘Artemis Fowl’ autorstwa Eoina Colfera. Tym razem ponownie wybierzemy się na przygodę z naszymi ulubionymi bohaterami i zmierzymy się z … demonami.

Dziesięć tysięcy lat temu, ludzie i wróżki toczyły bój o wyspę Irlandię. Gdy wróżki zdały sobie sprawę, że przegrywają przeniosły się pod ziemię razem z całym swoim królestwem magicznych stworzeń. Pogodziły się z tym życiem i żyją w ukryciu po dziś czasy. Jednak ten układ nie podoba się demonom, które są żądni władzy i na swojej wyspie, która służy im zarówno za mieszkanie jak i więzienie, planują zamach na rasę ludzką. Nikt nie bierze demonów za zagrożenie, dopóki nie zaczynają one pojawiać się w naszym świecie. Artemis Fowl postanawia pomóc swojej przyjaciółce, Holly Niedużej w walce z nimi. Dzięki obliczeniom które wykonał udało mu się zlokalizować miejsce pojawienie się następnego potwora. Wszyscy ruszają tam i czekają. Jednak sprawa się komplikuje, gdy okazuje się, że nie tylko Artemis ma zamiar przechytrzyć demona …

Kolejny raz powracamy do świata pełnego naszych ulubionych bohaterów – genialnego Artemisa, odważnej Holly czy  oddanego swojemu pryncypałowi, Artemisowi ochroniarza Butlera. Kolejna część, jak zwykle opowiada inną historię i postaci muszą zmierzyć się z nowym zagrożeniem, jakim są diaboliczne demony. Ten tom Artemisa jest najgrubszym i ma najbardziej złożoną fabułę ze wszystkich dotychczasowych wydanych części. Mimo, że demony są charakterami czarnymi, to bardzo dużo się o nich dowiadujemy ze względu na pojedyncze rozdziały z punktu widzenia jednego z nich, wiecznie diabełka czternastoletniego Numeru Jeden, który odegra w tej historii istotną rolę. Jest on nową postacią i ma bardzo unikalny charakter, różni się od swoich demonich krewnych. Ale nie tylko on jest wartą zwrócenia uwagi nową postacią – pojawia się jeszcze tajemnicza dwunastoletnia dziewczyna, której sposobem działania i intelektem nie pogardziłby sam Artemis Fowl …

Zawsze uważałem, że jedną z najmocniejszych cech całej serii są jej unikalni i niepowtarzalni bohaterowie. Sarkastyczny i genialny Artemis, niezależna, odważna i odanna swojej pracy która łączy się z walką z przestępczością Holly Nieduża, mądry i często opętany lekką paranoją Ogierek to tylko kilku z wielu barwnych postaci. Każda postać w tej książce ma w sobie coś, co ją charakteryzuje i zdobywa naszą sympatię bądź nienawiść. Najczęściej oczywiście to pierwsze. Żadna postać zła nie jest czarno-biała i ma motywy działania, które często mogą przyprawić nas o atak śmiechu …

Jak już o śmiechu mowa, to trzeba przyznać, że przy tej książce można się pośmiać. Jesteśmy obdarowani kolejną dawką śmiesznych często opisów bądź porównań podmiotu mówiącego w książce, do tego sarkastycznej i często ironiczne poczucie humoru często rozśmieszało mnie do rozpuku. A to rzadkość, bym śmiał się przy książce. Artemis podołał wyzwaniu i chwała mu.

Wartka akcja również często nas zaskakuje nieprzewidywalnymi zdarzeniami. Dzieje się coś cały czas, czy to w Przedpiekle, krainie demonów czy u Artemisa i przyjaciół podczas jakiejś niebezpiecznej  przygody – dzieje się cały czas i w rezultacie ciężko odezwać się od lektury piątego tomu Artemisa.  Do tego dochodzi świetny wątek kryminalny, który niesamowicie trzyma w napięciu i powieść autentycznie wciąga nie dając nam ani chwili wytchnienia.

Ciekawie jest też poruszony wątek przyjaźni. Niby banalne, bo pojawia się to bardzo często w takich książkach, ale Artemis to świetny przykład. W pierwszym tomie, stosunki Artemisa i Holly były napięte, nie lubili się. W kolejnych dwóch wykonywali razem misje i zaczęli czuć do siebie sympatię, a w następnych stali się przyjaciółmi, którzy wiele razem przeszli i bardzo lubią rozmawiać ze sobą nawzajem. Było to dla mnie bardzo wzruszające, pokazuje, jaka jest magia przyjaźni.

9/10. Nie jest może taka dobra, jak poprzednie i podobała mi się na razie najmniej, ale mimo wszystko jest to kolejna emocjonująca przygoda Artemisa Fowla i nie pożałujecie, że ją przeczytacie.

czwartek, 27 października 2011

Król Demon



‘Król Demon’ to pierwszy tom nowej serii Siedmiu Królestw wydawanej przez wydawnictwo Galeria Książki autorstwa Cindy Williams-Chima. Muszę przyznać, że zapowiadało się bajecznie – książka gruba, niesamowita okładka i świetne wydanie, do tego bardzo zachęcający i intrygujący tytuł. Czy jednak jest to lektura równie bajeczna, czy raczej przykład „nie oceniaj książki po okładce”?

Han Alister to były szef gangu Łachamniarzy, miejscowych łobuzów. Odkąd porzucił rolę zbója jeszcze trudniej jest mu utrzymywać rodzinę, czyli młodszą siostrę i matkę. Wiedzie spokojnie życie, odbywając w mieście rolę drobnego listonosza, przenoszącego towary i pieniądze zarabiając niewielkie sumy. Życia Hana zmienia się  potwornie, gdy odbiera podczas polowań ze swoim przyjacielem, Tancerzem,  grupce czarodziejów pewien amulet. Na nieszczęścia chłopak, któremu to odebrał jest synem Wielkiego Maga, a przedmiot, jaki przejął Han jest bardzo ważny dla rodu Bayarów, ze względu na jego pochodzenie. Han trzyma amulet w ukryciu, bojąc się jego magicznej mocy i planuje jak najszybciej go sprzedać. Jednak ten amulet to nie jedyna czarodziejska rzecz w jego życiu. Odkąd tylko pamięta miał na rękach grube metalowe bransolety z wyrytymi runami. Rosną z nim i nie da się ich w żaden sposób zdjąć. Czy mają one jakiś związek z tym, co ma wkrótce spotkać Hana?

Tymczasem księżniczka Raisa, następczyni tronu Fellsmarchu jest bardzo podekscytowana nadchodzącym świętem – szesnastym świętem jej imienia. Od tego momentu będzie mogła wyjść za mąż i wkrótce  razem z partnerem objąć tron po swojej matce. Toczy ona własną walkę – nie chce wyjść jeszcze za mąż, jednak jest naciskana przez matkę. Czy to nie wydaje się podejrzane? Czy z początku niewinna chęć wydania szybko córki za mąż kryje jakiś sekret? Do tego Raisa żyje jak w bajce – nie ma pojęcia co tak naprawdę dzieje się w królestwie i jakie jest nastawienie do tych, co mają władzę przez zwykłych ludzi.

‘Siedem królestw zadrży w posadach, gdy losy Hana i Raisy zetkną się na kartach tej trzymającej w napięciu powieści’

Jak pisałem, książka zapowiadała się naprawdę świetnie. Miała trzymać w napięciu – jednak tego w ogóle nie było. Przez wszystkie przygody Raisy w królestwie i jej podboje nie czułem żadnych emocji, podobnie jak przygody Hana w zbójeckim mieście. Bo na tym praktycznie opiera się książka. Owszem, jest wątek fantasy, ale jest najzwyczajniej w świecie zaniedbany. Przez ponad połowę książki tak naprawdę nie dzieje się nic ciekawego. Jedyny emocjonujący moment to wspomniana w opisie konfrontacja Hana i Raisy. Poprzedzające to wydarzenia są po prostu nudne i monotonne, spotkania w klanie, długie dialogi i to samo miejsce akcji.
Czytamy z punktu widzenia dwóch osób w czasie trzecio osobowym, przez co czasami czułem się, jakbym czytał dwie inne książki. Najciekawiej jednak autorka przedstawiła świat Hana i jego życie w biedzie, do tego ciągle pakuje się w kłopoty. Party o księżniczce też były ciekawe, jednak czasami niektóre opisy i zdarzenie kompletnie zbędne, bo zanudzały po prostu.

Nie można jednak autorce tego, że nie potrafi pisać – potrafi, i to jeden z największych plusów tej pozycji. Potrafi się świetnie rozpisać, co czasami jest plusem, czasami minusem, w zależności od sytuacji. Na pewno plusem jest to, jak opisuje emocje bohaterów i ich przeszłość – przez połowę książki praktycznie czujemy odczucia Hana dotyczące jego wcześniejszego życia i dowiadujemy się więcej o jego charakterze. Pozwala to na bliskie zapoznanie się z bohaterem i utożsamienie się z nim. Tak samo jest z Raisą. Mimo różnych głupot,  jakie robi jako księżniczka, ma naprawdę silny charakter i wzbudza sympatię w czytelniku. Bohaterowie to najmocniejsza część tej książki razem z tym, jak są przedstawieni.

Ale nie tylko na bohaterach skupia się akcja. Jest również wyraźnie przedstawiona sytuacja polityczna w Fellsmarchu – jak Raisa dowiaduje się, że nikt nie jest sobą, tylko udaje by nie zrzucić na siebie gniewu władców.  Tak samo z np. wydaniem księżniczki za mąż – jesteśmy potraktowani dużą dawką opisów i dialogów na ten temat. Jest to dość mocną stroną, niestety za bardzo przeciągniętą. Można by to tak naprawdę troszkę skrócić, a już książka byłaby krótsza. Tak samo jakby darować sobie trochę przydługich opisów i już ‘Król Demon’ byłby o wiele ciekawszą i bardziej trzymającą w napięciu lekturą.

Warto również wspomnieć, że przez powieść przewija się też wątek opowieści o odważnej Henelenie i Królu Demonie,. Czy jednak wszystko to jest prawdą? W ciekawy sposób zostali również przedstawieni magowie w późnym średniowieczu, gdzie dzieje się czas akcji – są uważani za przeklętych łobuzów i nie są wszędzie mile widziani, np. w klanach. To pozwala nam inaczej rzucić okiem na miotaczy uroków, których wszyscy tak podziwiamy.

Mimo, że książka nazywa się ‘Król Demon’ to chyba tylko dlatego, by zachęcić potencjalnego czytelnika. Równie dobrze mogłaby nazywać się ‘Klan’, a już to bardziej byłoby bliższe treści.

Autorka pisała w taki sposób, że od razu miała zaplanowany początek i koniec i to jest źle. Przez całą książkę czekałem na konkretną akcję, a była ona dopiero na końcu. A powieść powinna zaskakiwać  i ciekawić już od początku. Ale jest wciągająca, nie powiem. Nie wiem dlaczego, ale autorka pisze w sposób taki, że czyta się naprawdę szybko i lekko mimo dość dużej ilości stron. I mimo braku ciekawej akcji. Zdecydowany plus.

7/10. Gdyby nie emocjonująca końcówka pewnie bym nawet nie myślał o sięgnięcie po części kolejne. Ale czuje się zachęcony i odnoszę wrażenie, że „Król Demon” to tylko długi wstęp do czegoś naprawdę wielkiego, co spotka mnie w następnych tomach.

wtorek, 25 października 2011

Klub Podróżników w Wyobraźni


Wielki finał dwunastotomowej sagi Ulyssesa Moore. Czy aby na pewno taki wielki? Przekonajmy się.

Sytuacja w Kilmore Cove jest tragiczna. Rick i Tomasso zaginęli szukając Ulyssesa Moore w osiemnastowiecznej Wenecji, sam Ulysses i jego towarzysz na gapę podróżują w poszukiwaniu Penelopy ze świadomością, że mogą już nigdy nie wrócić, a miasteczko zaatakował odwieczny wróg Przyjaciół z Wakacji, kapitan Spencer razem ze swoją załogą. Szuka on zemsty na swoim największym wrogu, Ulyssesie Moore i terroryzuje Kilmore Cove swoim statkiem z czarnymi żaglami. Czy dojdzie do starcia kapitana z Ulyssesem? I jaką rolę w tym wszystkim odegrają małpy?

To już wielki finał przygody przyjaciół, którzy odkrywają sekrety w tajemniczym miasteczku i przeszłość jego mieszkańców. Czy zachwyca tak jak poprzednie części? Przede wszystkim, znacząco się od nich różni. Dlaczego? Poprzednim częściom zazwyczaj towarzyszyły tajemnice a akcja była tylko dodatkiem, najczęściej w zakończeniu. Tutaj akcja trwa niemal cały czas, przez te 300 stron co chwile się coś dzieje i nie daje ani chwili wytchnienia,  do tego w przerwach wyjaśniają nam się wszystkie tajemnice, jakie zostały zapoczątkowane w poprzednich częściach. I tutaj miłe zaskoczenie – autor rozegrał historię w taki sposób, że zmieścił nawet starszych bohaterów, o których zdążyliśmy zapomnieć. Wszystko jest naprawdę świetną intrygą z naprawdę ciekawą i zaskakującą fabułą.

Mimo wielkiej ilości akcji, książka aż tak się nie różni od poprzednich. Jest wszystko, co lubi się w Ulyssesie Moore – odkrywanie sekretów tego miasteczka, zagadki i dziwne maszyny, pasjonujące opowiadania o bohaterach, świetna przygoda i dość krótka, co pozwala nam na skończenie lektury w zaledwie kilka godzin. Ale są to mile spędzone godziny, to na pewno.

Muszę też przyznać, że autor, Pierdomenico Baccalario, bardzo podszkolił się w pisaniu powieści. Pierwsze części były dość nieśmiałe, z małą tajemnicą, a potem zaczął rozpisywać naprawdę wielkie przygody z ogromnie dopracowaną fabułą i wyszło tak, że np. w Klubie podróżników w wyobraźnii mija niespełna dzień, przez calutką akcję. Umie się rozpisać i ma naprawdę wielką wyobraźnię. Jednak ta wyobraźnia, niestety, momentami była zbyt duża. Zaczął wymyślać jakieś miejsca w wyobraźni, by wyruszyć na poszukiwanie do Labiryntu trzeba wypełnić formularz w biurze … O wiele bardziej podobały mi się pierwsze części, były tylko Wrota czasu i wszystko inne owiane tajemnicą. Teraz rozkręciło się to, ale troszeczkę za bardzo.

Kolejny raz jest kilka mocnych wątków, tym razem jednak łączą się one w jedną całość i cieszę się, że w końcu nasze trio, Rick, Jason i Julia się spotkało. Tak powinno być od początku. Nowe postacie owszem, nie były złe, ale za bardzo odciągały przyjaciół od siebie. I tutaj wreszcie się spotykają. Jeden z lepszych momentów w książce,  w którym poczułem wzruszenie, przypominając sobie wszystkie przygody, jakie spędziliśmy razem – oni podróżowali i odkrywali tajemnice, a ja byłem razem z nimi, pochylając się nad coraz to dalszymi tomami sagi „Ulysses Moore”.

Niestety kolejny raz nie przestrzegł się autor od nielogiczności. Wprowadzenie tomów Ulyssesa do historii i jeszcze tłumacz sam o sobie pisał? Przecież to całkiem nielogiczne i można się zgubić. Na pewno seria na tym straciła. Podobnie jak na zbyt wielkiej wyobraźni autora w pewnych kwestiach.

Przewracając ostatnią stronę, poczułem smutek. Seria może nie jest najlepsza na świecie, nigdy może nie byłem fanem ale bardzo miło mi się ją czytało i to trochę smutne, że muszę się z nią rozstać. Już na zawsze. Ale cieszę się, że autor pisze powieści dalej – więc z nim nie rozstanę się prędko. Mam zamiar dalej czytać powieści Pierdomenico, gdyż uważam, że są magiczne i pisze je świetnie. Szczególnie udały mu się pierwsze tomy oraz ostatnie Ulyssesa Moore. Wszystkie trzymają świetny poziom i są na pewno wspaniałą pozycją dla każdego.
9/10. To w końcu finał no.

niedziela, 23 października 2011

Aktualizacja stosika


Przy poprzednim stosiku nie ująłem wszystkich książek, a do tego w międzyczasie troszeczkę ich doszło więc TA DAM! Zaktualizowany stosik. Aha, i uwaga - nie zmieściła się "Gildiaa magów".
Od góry:

1. Gildia magów - Trudi Canavan (brak na zdjęciu)
2. Zwiadowcy. Oblężenie Macindaw - John Flanagan
3. Cyboria. Przebudzenie Galena - Pierdomenico Baccalario
4. Ulysses Moore. Klub podróżników w Wyobraźni - Pierdomenico Baccalario
5. Artemis Fowl. Paradoks Czasu - Eoin Colfer
6. Artemis Fowl. Zaginiona koloniaEoin Colfer
7. Kosogłos - Suzanne Collins
8. W pierścieniu ognia - Suzanne Collins
9. Rakietowe szlaki. Tom pierwszy - (red. Lech Jęczmyk)
10. Felix, Net i Nika oraz Trzecia Kuzynka - Rafał Kosik
11. Felix, Net i Nika oraz  Pułapka Nieśmiertelności - Rafał Kosik
12. Trylogia siedmiu królestw. Król demon - Chima Wiliams
13. Century. Ognisty pierścień - Pierdomenico Baccalario  
14. Dziedzictwo. Eragon - Christopher Paolini 

Ten ogromny stos może podsumować, niestety, tylko ten obrazek.


Miłego dnia życzę. I miłego czytania, jeśli coś czytacie ; )

Moja niania jest wampirem



„Nasza niania jest wampirem” to nowy film Disneya kanadyjskiej produkcji. Tym razem o tematyce … wampirów? Tak, tym razem nie jest to musical czy typowa młodzieżowa komedyjka – tym razem Disney stworzył familijny film o wampirach. Przekonajmy się, jak wypadł.

Ethan, podczas gdy zostaje sam w domu ze swoją ośmioletnią siostrą, najczęściej zaprasza swojego kumpla, Benniego i razem spędzają czas. Jednak gdy dziewczynka sama wychodzi z domu słysząc dziwny dźwięk  widzi, jak jeden chłopak po prostu … znika. Gdy wiadomość opanowuje wiadomości, matka Ethana postanawia zatrudnić dla niego i siostry opiekunkę sądząc, że syn nie jest zbyt odpowiedzialny by samodzielnie opiekować się siostrą. Z początku miała przyjść Erica, jednak przez pewne ‘komplikacje’ zastępuje ją jej przyjaciółka, Sara. Wszystko komplikuje się, gdy okazuje się, że Sara jest tak naprawdę wampirem, ‘pisklakiem’, czyli nie do końca – by w pełni się przemienić, musi wypić ludzką krew. A Ethan i Bennie są w pobliżu …

Tematyka wampirów to, cóż, temat dość drażliwy. Przez nawałicę produkcji typu „Zmierzch” ludzie są zniechęceni do nich i wszystko co z nimi uważają od razu za szmirę. Nie ma co się dziwić. Skoro wszyscy robią związane z nimi produkcje, to dlaczego Disney ma nie spróbować?  I tak oto powstał ten film. Jest to dość miła odmiana tej stacji, gdyż zazwyczaj tworzona są musicale bądź młodzieżowe komedie, a to jest film o wampirach z naprawdę dobrą fabułą. Na początku wiemy niewiele, ale gdy akcja filmu coraz bardziej się rozkręca, to i my wiemy coraz więcej i wciągamy się w tajemnicę i główny wątek.

Na ekranie nie ma znanych twarzy z Disney Channel ani tym bardziej gwiazd kinowych, gdyż to zwykła, niskobudżetowa familijna produkcja. Ale swoją rolę spełnia dobrze, i aktorzy grają dobrze i miło patrzy się na ich twarze. Niestety z polskim dubbingiem już nie tak pięknie. Mimo, że głosy na początku wydają się dopasowane doskonale do postaci, to jednak np. w momentach akcji gdy ktoś krzyczy, to efekt jest naprawdę słaby. Takie filmy najlepiej ogląda się z dubbingiem, tak samo jak seriale dla młodzieży z DC, ale można było się bardziej postarać przy jego produkcji. Choć nie jest tak źle, jak na standardy polskiego dubbingu w Polsce, to jednak mogłoby być lepiej.

Film nadaje się idealnie dla całej rodziny ze względu na tematykę i akcję w nim zawartą. Jednak humor jest niestety zbyt wymuszony, przez co w ogóle nie można się pośmiać, ale efekty specjalne jak na produkcję telewizyjną nie są takie złe. Niestety film posiada jeden, wielki, ogromny minus – nudzi. Po prostu nudzi. Dzieje się dużo, są wampiry, magia, przygody, sympatyczni bohaterowie i wielka tajemnica, ale po prostu momentami mimo tego wszystkiego jest nudny. Czegoś po prostu zabrakło, by film był niemalże idealny na niedzielne popołudnie. Zabrakło TEGO CZEGOŚ.

Jak się dowiedziałem, film to tylko pilot serialu telewizyjnego pod tym samym tytułem i prawdopodobnie wstępem do jeszcze większych przygód z Sarą, Ethanem i Bennim. Więc za seans odcinków również się zabiorę. Ahoj i tym pirackim stwierdzeniem kończę moją recenzję.

7/10

sobota, 22 października 2011

Ogród popiołu


Jedenasty tom serii Ulysses Moore. Pewnie myślicie „co za dużo, to niezdrowo”. Ja też tak myślałem po tomie dziewiątym, czy dziesiątym. Ale nie w tym przypadku. Ogród popiołu wypada bardzo dobrze na tle innych tomów serii. Przekonajmy się, dlaczego.

Po ucieczce Ulyssesa Moore w poszukiwaniu żony Penelopy, Rick, Julia, Jason, Tommi i Anita starają się go odnaleźć. Wykorzystując wszystkie klucze do Wrót Czasu, jakimi dysponują, wyruszają do różnych krain. Jednak Ulysses uciekł na Metis, czyli łódce, która może zabrać cię gdziekolwiek. Do tego zabrał wszystkie cztery klucze do Wrót Czasu w Willi Argo, więc dzieci nie mają tam dostępu. Wylądował on na Tajemniczej Wyspie, jednak przez nieuwagę towarzysza na gapę zostaje tam więźniem. I do tego okazuje się, że jego odwieczny wróg zdołał z niej uciec i stanowi zagrożenie dla jego przyjaciół z Kilmore Cove …

Jedenasty tom jest ciągiem dalszym przygody zapoczątkowanej w „Ukrytym mieście”. Jak w poprzedniej historii, czyli 1-6 skupialiśmy się na odkrywaniu sekretów tajemniczego miasteczka i jego mieszkańców, tak tym razem od początku poznajemy przeszłość Ulyssesa Moore, odkrywamy tajemnice rzeczy nam już dobrze znanych a wszystko to przewijające się między dobrą i ciekawą akcją z nowymi postaciami. Główny motyw jest ten sam – odkrywanie coraz to ciekawszych tajemnic, rozwiązywanie zagadek, a wszystko dzieje się często w różnych miejscach akcji równocześnie. Tutaj plus dla książki. Rozpoczyna się ona, oczywiście, krótkimi rozdziałami (które są w sumie przez całą książkę) i w każdym dzieje się inny wątek, i to nam towarzyszy przez całą powieść. Jest to niezwykle klimatyczne i trzymające w napięciu i sprawia, że każdy wątek jest ciekawy, gdyż autor potrafi go dobrze opisać. Trzeba przyznać, że po dziesięciu tomach sagi zdobył jakieś doświadczenie, przez co „Ogród popiołu” czyta się miło i przyjemnie.

Nie ma zbyt wiele nowych postaci, za to są stare i miło się czyta kolejny tom ich przygód. Za to, według mnie zawsze najciekawsze były postacie, o których ktoś opowiada, odkrywa sekrety ich przyszłości a tak naprawdę nigdy ich nie spotykamy, albo dowiadujemy się o nich dużo i jednak dochodzi do konfrontacji. Autor świetnie to przedstawiał w niemal każdym tomie i w tym również. Oczywiście ‘realne’ postaci też wzbudzają sympatię. Miło mi się czytało nawet o księdzu. Perdomenico ma niepowtarzalny styl i z każdego zdarzenia potrafi zrobić coś ciekawego. Dlatego moja przygoda z „Ogrodem popiołu” trwała niespełna kilka godzin – nie tylko dlatego, że powieść jest krótka, lecz jest bardzo wciągająca i intrygująca.

Autor ma świetny styl pisania choć nie ukrywam, że troszeczkę dziecinny. Nie ma co się dziwić, w końcu to książka kierowana dla młodszych czytelników i jak dla nich to Baccalario pisze naprawdę rewelacyjnie. Jest to lekkie fantasy z raczej większą ilością przygód niż fantastycznych zdarzeń, i posiada wszystko co powinna mieć dobra książka przygodowa. Na pewno jest przeznaczona dla czytelników w każdym wieku. Dzieci przeczytają, bo to książka kierowana dla nich a ci starsi oderwą się od rzeczywistości, czytając przyjemne dzienniki Ulyssesa Moore. Książka jest po prostu lekka i razem z poprzednimi tomami tworzy jedną wielką fabułę i uniwersum, dopracowane i przemyślane.

Niestety kolejny raz muszę się przyczepić do tytułu – już od początku autor tworzy je tak, by ciekawiły, a bardzo mało niestety mają wspólnego z treścią. „Kamienni Strażnicy” pojawili się zaledwie na maksymalnie dwóch stronach, „Wyspa Masek” tylko w końcówce, a „Ogród popiołu” był, jednak nie było na nim skupionej większej uwagi.

Po przeczytaniu tego tomu nie sposób nie przeczytać ostatniego, dwunastego tomu, choćby z ciekawości, jak to wszystko się skończy. Ja tak również zrobiłem. Od razu po przeczytaniu zaopatrzyłem się w „Klub podróżników w Wyobraźni”  by zakończyć raz na zawsze moją przygodę z miasteczkiem Kilmore Cove i Jasonem, Julią oraz Rickiem.

Aha i proszę mi wyjaśnić jedno – co do cholery ma okładka do treści?

8/10



Mrok


Kontynuacja jednej z najlepszych książek wydanych w tym roku. „Mrok” to już drugi tom trylogii „Strażnicy Veridianu”, wydawanej w Polsce przez wydawnictwo Jaguar. Czy drugi tom trzyma poziom rewelacyjnej „Straży”? A może jest jeszcze lepszy?

 Od wydarzeń z poprzedniego tomu minął rok. Trwa szkolenie brata Isabel, Matta, który dołączył do Straży jako jeden z Wezwanych. Trenuje go Ethan, i Matt jest zirytowany tym, że nie ujawniły się jeszcze żadne jego talenty. Tymczasem wrogowie planują zemstę na tym, który zabił ich sprzymierzeńca. Zastawiają pułapkę, w którą przez przypadek podczas wykonywania misji z Isabel wpada Arkarian i zostaje porwany do podziemnej krainy zmarłych. Isabel, która czuje do Arkariana coraz większą sympatię, chce od razu wyruszyć na ratunek szafirowłosemu. Jednak Trybunał oficjalnie zabrania misji ratunkowej ze względu na jej ryzykowność. Mimo wszystko jednak Isabel planuje na nią wyruszyć, ryzykując wszystko, zarówno jej życie, życie Arkariana oraz przyszłość całej organizacji … Ale nie sama.

Kolejny tom jest, względem długości, niemal identyczny w stosunku do części poprzedniej. Jest to książka nie za krótka i nie za długa, na dwa, trzy wieczory, i właśnie taka powinna być. Czyta się ją bardzo szybko ze względu na dużą czcionkę i wspaniały styl pisania autorki. Właśnie dlatego „Straż” tak się spodobała – ze względu na świat wykreowany przez Marianne Curley, i do tego jak go wykreowała. Pisze ona bardzo lekko, trafiając w gusta czytelników. Nie obserwujemy przygody tak jak wcześniej, z dwóch punktów widzenia – również są dwie narracje dwóch silnych osobowości, ale tym razem akcja opisywana przez Isabel dzieje się gdzie indziej, a przez Arkariana również gdzie indziej, co dodatkowo urozmaica tą książkę. Dodatkowo jest położony większy nacisk na postać szafirowego nieśmiertelnego mężczyzny i bardziej poznajemy jego sprawy osobiste oraz przeszłość.

Fabularnie powieść również zaskakuje. Tym razem nie znajdujemy się tylko w świecie, jakim znamy – dodatkowo odwiedzamy podziemną, tajemniczą krainę, do tego bardzo mroczną. Bardzo łatwo wczuć się w ten klimat, jaki w niej panuje. Książka jest zaskakująca, i znowu pojawiają się ciekawe wątki poboczne, jak przeszłość Arkariana czy nowe postacie. To dosknale dopełnia puste miejsca pomiędzy akcjami i ciekawymi zdarzeniami, i czyta się je naprawdę miło. Jak całą opowieść. Tym razem w książce przewija się również wątek kluczu – który wyjaśni się w ostatnim tomie trylogii, tak nazwanym, „Klucz”.

Oczywiście w powieści przewija się wiele wspaniałych, magicznych motywów, które oczarowują, jak w części pierwszej, jednak jest ich znacznie mniej. Szczerze mówiąc, spodziewałem się czegoś więcej. Więcej magi, więcej rzeczy, które  by mnie zaczarowały i nie chciały odejść z mojej pamięci. Wspominam wiele takich rzeczy ze „Straży”, jednak „Mrok” trochę roczarowuje pod tym względem. Różni się znacząco od swojej poprzedniczki, i mimo że posiada ten sam klimat i wspaniałe postacie, które wzbudzają sympatię, to nie ma jednak tych wszystkich rzeczy, które tak bardzo spodobały mi się w „Straży”. Ale za to ma jeszcze inne rzeczy, z którymi warto się zapoznać i przez to książka na pewno trzyma poziom części pierwszej, jak nie jest od niej lepsza.

I jest również wątek miłosny, który jest naprawdę … (nie wierzę że to mówię), SŁODKI. Nie jakaś milość, przez którą będziemy mieć problemy ze snem, nie ma tam jakichś westchnień, rozterek … Wątek miłosny jest po prostu lekki, przyjemny i sprawia, że można się przy nim uśmiechnąć. Zdecydowanie pod tym względem wyróżnia się z lasu innych tego typu pozycji.

Podsumowując, książka jest jednym słowem magiczna. Wspaniała historia dla osób każdej płci i w każdym wieku. Cała seria jest moim zdaniem jedną z niedocenionych książek w literaturze. Nie twierdzę, że inne książki na topie są złe, ale skoro jest tam np. Zmierzch, to zdecydowanie powinni znajdywać się tam też „Strażnicy Veridianu”, którzy są naprawdę wspaniali. Dajcie się wciągnąć w przygodę i nie czekajcie długo, biegnijcie do sklepu po „Mrok”!
10/10

środa, 19 października 2011

Sekta



Kolejna część przygód Jamesa Adamsa w kampusie CHERUB. Sekta to już piąty tom. Czy zachcwyciła mnie wystarczająco, by kontynuować serię? Przekonajmy się.

Gdy komórka brytyjskiego wywiadu CHERUB odkrywa powiązanie pomiędzy grupą terrorystyczną hipisów Help Earth! A grupą fanatyków religijnych, którzy zwą się Wybrańcami, nie zastanawia się długo i postanawia zorganizować misję. James Adams, Laura Adams oraz Dana Smith muszę wstąpić do grupy Wybrańców, udawać wielkich katolików by zdobyć zaufanie tamtejszych osób i starać się odkryć tajemnice sekty, kontrolując również swój umysł i unikać gier psychologicznych, którymi Wybrańcy przejęli kontrole nad wieloma osobami przez ich słabą odporność psychiczną.

Rzuca się w oczy na pewno to, że „Sekta” jest najdłuższym tomem z serii CHERUB, przynajmniej na razie tak widać to na półce. Muszę przyznać, że jest to nawet plus, gdyż mimo, że czyta się ją bardzo szybko, to w końcu można się wciągnąć nie mając już za sobą końca książki. 

Kolejny CHERUB ma również to, czym charakteryzuje się ta seria – czyli wartką akcję, wyrazistych bohaterów którzy nie są wydealizowani do bólu, tylko są naprawdę naturalni i zachowują się jak prawdziwi nastolatkowie. Np. James mimo swojego wieku pije już alkohol,  używa dość „mocnych” słów oraz z zapałem podrywa dziewczyny. A właśnie, dziewczyny. W tym tomie w sumie na misjii James jej … szok … nie miał. Plus czy minus? Czy ja wiem, zależy dla kogo. Dla tych, którzy lubią czytać jak główny bohater zanurza ręce pod koszulkami swoich partnerek to może i minus, ale dla tych którzy wolą jednak ‘normalny romans’ to plus, zresztą dla mnie to jest plus. Ale to dziwne, bo to tradycja, że ona ma dziewczynę na każdej misji! Mimo wszystko minus.

Tym razem mamy też miłą niespodziankę – drugoplanowni bohaterowie nie ograniczją się do mówienia podstawowych rzeczy przez całą książkę. Jedna ma nawet CHARAKTER.  Co więcej, charakter który można polubić. To zdecydowanie plus w stosunku do części poprzednich, gdyż tam zazwyczaj wszyscy byli białoczarni (no z wyjątkiem „Ucieczki”).

Fabuła jest też dobra.Bardziej rozwinięta niż w  częściach poprzednich, do tego zaskakująca. Plusem jest też wartka akcja, która czyni z tego tak jakby dobry film przygodowy. Np. w jednym rozdziale jest kawałek o tych, a w innym o tamtych i zmienia się to w takich momentach, że naprawdę wciąga i wprowadza napięcie. To też trochę nowość, gdyż poprzednie części, mimo że też wciągały, nie miały aż takiej fajnie poprowadzonej akcji.

Czemu CHERUB się tak podoba? Pisany jest bez cenzury i współczesnym językiem młodzieży, co może podoba się większości, ale nie mnie. Ja, czytając, chcę się oderwać od rzeczywistości, a CHERUB wręcz brutalnie przypomina, jaka jest naprawdę. To w sumie plus bądź minus, ale dodaje realistyczności, której brak w większości książkach. I nie tylko w takim sensie. Rzeczy na misjach dzieją się realistycznie, to by mogło stać się naprawdę. Więc CHERUB to książka realistyczna, ale nieprzewidywalna. Do tego krótka i czyta się miło.
Podsumowując, to książka, która pewnie spodobałaby się osobą w moim wieku bardzo. Ale patrząc pod innym kątem, to zwykły przeciętniak. Ale lekki i przyjemny przeciętniak, który można polecić.

6/10

niedziela, 16 października 2011

The Nine Lives of Chloe King



Czyli kolejny serial ABC Family na podstawie popularnej serii książkowej. Tym razem fantasy.  Jak sprawdza się, niestety tylko dziesięcioodcinkowa produkcja „The Nine Lives of Chloe King”? Przekonajmy się.

Chloe jest nastolatką, której życie strasznie się zmienia w dniu jej szesnastych urodzin. Ma zamiar zmienić coś w swoim życiu, zaszaleć. Jej życzenie się spełnia, gdy wybiera się na imprezę dla dorosłych i poznaje chłopaka, Xaviera. Przeżywa swój pierwszy pocałunek. Kilka dni później okazuje się, że Xavier zmarł, a Chloe jest z rasy Maian, potomków egipskiej królowej Bastet, i posiada takie super cechy jak zwinność, super słuch czy pazury. Jednak moc jest też przekleństwem gdy Chloe dowiaduje się, że Maianie nie mogą całować się z ludźmi, gdyż jest to dla nich śmiertelne. Chloe nie jest też zwykłym Maianem. Jest Uniterem, łącznikiem, na którego polują inni ludzie i nie ludzie. By ją zabić, muszą uporać się aż z dziewięcioma życiami Chloe King.

Przyznam, że bardzo ciekawił mnie ten serial, spodziewałem się czegoś naprawdę dobrego. Troszkę się zawiodłem ale nie zmienia to faktu, że jest to dobry serial. Fabuła jest ciekawa, jeszcze nie spotkałem się z tym, by wykorzystano wątki mitologii egipskiej w tego typu produkcjach. Niestety szkoda, że obraz skupia się tylko na potomkiniach Bastet, gdyż jak dowiadujemy się, na świecie są potomkowie wszystkich egipskich bogów. Gdyby wykorzystano więcej ich wątków i bardziej by ich wplątano w fabułę, podejrzewam, że oglądalność jak i sam popyt na serial byłby większy. Może planowali to w dalszych odcinkach? Nie dowiemy się. Serial anulowany. Niestety.

Jednym z większych plusów zdecydowanie są bohaterowie. Są śmieszni, oryginalni i wprowadzają wesoły nastrój. Naprawdę, no i oczywiście wszyscy dookoła są ciekawi poza główną bohaterką. Często spotykam się z tym w książkach, i teraz jeszcze w serialu. Masz ci los, głupi schemat. Ale naprawdę, bohaterowie są interesujący. Często można się pośmiać z przyjaciół Chloe czy jej matki (dziewczyna otacza się w fajnym towarzystwie, WIĘC DLACZEGO SAMA NIE JEST FAJNA?!).Największą moją sympatię ma chyba Alek, no ale to wszystko zależy od was.

Co można powiedzieć o grze aktorskiej? Oczywiście nie jest rewelacyjna, bo to serial dla młodzieży, w którym się nie patrzy na takie szczegóły i gra aktorska jest najmniej ważna.

Mimo, że serial jest lekko i przyjemny, to ogląda się go ciężko. W odcinkach końcowych szło mi już troszkę z przymusu. Dlaczego? Nie wiem. Niby akcja i nieprzewidywalność jest, ciekawi bohaterowie są, dobra fabuła jest, nawet tajemnica jest dość ciekawa ale … nie wiem, akcja i tajemnica są chyba źle poprowadzone, bo serial nie przykuwa wzroku na dłuższą metę, dlatego pewnie oglądalność była słaba. Ot sobie, lekki serial, o którym się wcześniej czy później zapomni. 

7/10

piątek, 14 października 2011

Big news!

Big news!
Rick Riordan, czyli mój ulubiony autor  planuje. Co planuje? Nową serię! Tak! Na podstawie mitologii nordyckiej! To potwierdzona informacja od wydawnictwa Galeria Książki. Niestety, na kiedy jest planowana? Na rok 2015.
I w tym momencie wszyscy zaczęli płakać [sięga po chusteczkę]
W 2015 zostanie wydany również ostatni tom Olimpijskich Herosów tego autora. Dwie super premiery w ciągu jednego roku.
W Polsce pewnie wyjdą z opóźnieniem w roku 2016, ale to nie zmniejsza mojej radości.
Kto się cieszy? :)

czwartek, 13 października 2011

Ognisty Tron


‘Ognisty Tron’ to już drugi tom nowej serii Ricka Riordana, Kroniki Rodu Kane. Krótsza od części pierwszej, za to o wiele więcej się dzieje i nieprawdopodobnie wciąga! Percowaty ocenia Ognisty Tron.

Kto czytał poprzednią część wie, że światu grozi zagłada poprzez  potwornego węża Apopisa, boga chaosu. Na razie jest on nieuruchomiony i znajduje się w pułapce, ale już blisko. Blisko do zagłady. Gdy wąż się wydostanie, połknie słońce i będzie to koniec zarówno dla śmiertelników, jak i bogów. Rodzeństwo Kane jednak znajduje sposób na powstrzymanie Apopisa, choć dość ryzykowany. Postanawiają zebrać wszystkie części księgi Ra i wezwać prawdawnego boga śłońca, odwiecznego wroga boga chaosu. Niestety nie wszyscy chcą do tego dopuścić. A może to wszystko część jakiegoś wielkiego planu?

Książka praktycznie rozpoczyna się od przygody. Akcja już wtedy jest napięta i bardzo dobrze prowadzona lekkim piórem Riordana. Naprawdę, on pisze książki tak, że czujemy się tak, jakbyśmy tam byli, i to nie jest badziewny tekst by was zachęcić, tylko prawdziwy. W sumie inaczej … My CHCEMY tam być. Zdarzenia są tak pełne magi, bogów i przygód, że naprawdę mamy zamiar wybrać s ię do Egiptui przeżyć to, co oni. Często zdarzyło mi się, będąc samotnie w pokoju czarować patykiem który  był moją różdzką z kości słoniowej czy walczyć z bogami. Tą książką można żyć.

Oczywiście jest tu również to tak charakterystyczne dla Ricka – humor! I mimo, że zdarzenia są często mroczne, tak samo jak i powaga sytuacji, to mimo wszystko książka jest wesoła i czasami wręcz rozbraja humorem. Świetne przygody, humor i lekkie pióro to przepis na sukces. 

Fabuła szybko gna do przodu, więc spotykamy zarówno starych, znanych z pierwszej części bohaterów, jak i całkiem nowe, niepowtarzalne i unikalne charaktery. To było dla mnie pierwszą miłą niespodzianką po przeczytaniu pierwszego rozdziału książki – nowi bohaterowie. Jest ich trochę, ale starzy  również powracają, jak mówiłem, w wielkim stylu. Można się z nich pośmiać, współczuć im, podziwiać ich. Ja miałem wszystkie te  trzy uczucia do poszczególnych. Takich bohaterów trudno jest wykreować, ale Rickowi się udało. Powiem wręcz ‘szacun’.

Ta książka ma ogromny plus w porównaniu do poprzedniej – WCIĄGA NIESAMOWICIE! Nie należy do najchudszych, ale czas z nią mija naprawdę szybko. Tutaj wciąga wszystko, i pierwsza część jest jakby nieśmiałym wstępem do tej. Dowiadujemy się również co nieco o mitologii egipskiej, wiedza jest nam przyswajana w bardzo ciekawy sposób i zaciekawia. Gdyby nie „Percy” nie lubiłbym tak mitologii greckiej, a dzięki Kronikom zainteresowałem się egipską i mam zamiar dowiedzieć się o niej co nieco!

Co najlepiej określa książkę? Słowa z opisu „Krótko mówiąc, drugi tom Kronik Rodu Kane to wspaniała przygoda”. Bo to naprawdę jest wspaniała przygoda z nieprzewidywalną, przemyślaną inteligentną fabułą, potyczkami, wspaniałymi  bohaterami i humorem. Niecierpliwie czekam na tom trzeci i ostatni trylogii, który będzie czymś naprawdę mocnym biorąc pod uwagę to,ile pytań zostawia za sobą „Ognisty Tron”.

10/10

sobota, 8 października 2011

Dzieci Cienie - Wśród ukrytych, wśród oszustów



„Jaką cenę gotów jesteś zapłacić za własne pragnienia?”

„Dzieci Cienie” to nowa seria od wydawnictwa Jaguar. Na razie w formie jednej książki zostały wydane dwa pierwsze tomy – Wśród ukrytych, wsród oszustów. Kolejne w roku 2012 i śmiało mogę powiedzieć, że czekam na nie niecierpliwie!

Przyszłość. Z rzekomej zapowiedzi głodu, zostaje wprowadzone prawo populacji – Dorośli mogą mieć tylko DWOJE DZIECI. Gdy pojawi się trzecie, ginie natychmiast z rąk policji populacyjnej. Jednak niektóre ‘cienie’ są ukrywane. I jednym z takich cieni jest dwunastoletni Luke. Cały świat stanowią dla niego książki w których opisywany jest świat, który nigdy nie będzie dany mu zobaczyć. Jego pokój to strych, a jedyny wgląd na świat to mała dziurka w wentylacji. I właśnie pewnego dnia przez tą dziurkę w domu sąsiadów, notabli, ludzi bogatych, zauważa dziewczynkę. Jednak jak wcześniej zauważył, pod dachem mieszka już dwójka dzieci. Czyżby … ? Tak. Luke poznaje Jen, która zmienia jego świat i pogląd na niego.

Niezbyt oczekiwałem tej książki. Myślałem ‘kolejna pozycja Jaguara, może przeczytam’. I tak się złożyło, że w premierę miałem już ją w moich rękach. I została przeze mnie przeczytani w jeden dzień. Dlaczego?
Wzrok przykuwa już ciekawa okładka – twarz przerażonego chłopca w ciemnościach. Oddaje to cały klimat tej książki. Zresztą wszystkie okładki tego wydawnictwa są świetne, więc to akurat żadna nowość ; ) A więc otwieram stronę tytułową i zaczynam czytanie …
Książka Margaret Peterson Haddix jest książką cholernie realistyczną. To była moja pierwsza myśl po przeczytaniu pierwszego tomu, zaledwie połowy książki. Naprawdę, wszystko jest realistyczne do bólu, przez co łatwo nam zrozumieć sytuację bohaterów, szczególnie Luke’a. Jednak ta realistyczność funkcjonuje też jako minus, gdyż książka jest czasami przewidywalna. I coś, co ma zaskoczyć, nie robi tego, choć wywołuje niezły szok.To jest moc tej książki.

Bohaterów poznajemy tak bardzo, jakbyśmy ich znali cały życie. Dlatego na pewno ta książka tak strasznie wciąga. Jednak nie tylko. Fabuła jest po prostu mocna, przez co powieść jest książką naprawdę mocną. Nie ma tu wróżek, smoków, innych fantastycznych rzeczy. To nie książka tego gatunku. I mimo że jestem zwolennikiem fantasy, to naprawdę zaskoczyły mnie ‘Dzieci cienie’ i to bardzo pozytywnie. Gdy się tą książkę czyta, to się nią po prostu żyje. I niestety przygoda z nią mija dość szybko, gdyż jest krótka, ale naprawdę warto poświęcić ten dzień, dwa dla niej i potem o niej trochę pomyśleć. Bo nad tą książką trzeba pomyśleć.

Może zabrzmi to trochę banalnie, ale w niej idealnie są ukazane emocje ludzi i ich wzajemne stosunki. Odczuwamy wszystkie przemyślenia bohatera  i przeżywamy jego wspomnienia. Do tego relacje są tak realistycznie opisane, że naprawdę ta książka zaskakuje i jest czymś innym, co do tej pory czytaliśmy. Przynajmniej ja, bo nigdy nie czytałem czegoś podobnego.

Nie wiem, co ma w sobie  ta książka. Na pewno lekki język, przez co przygody mijają szybko, dobrych bohaterów, ciekawą fabułę i to wszystko, o czym wspomniałem powyżej. Ale ma coś jeszcze. Coś, co po prostu oczarowuje. Nie wiem, co to jest, ale sprawia, że „Dzieci cienie” są wspaniałą przygodą.
10/10

piątek, 7 października 2011

Hobbit, czyli tam i z powrotem



Hobbit, czyli tam i z powrotem, pierwsza lektura która okazała się dla mnie miłym zaskoczeniem. Ale po kolei. Percowaty ocenia ... Hobbita!

Powiem wam szczerze, że nigdy zbyt nie interesowałem się [i]Władcą pierścieni.[/i] Gdy leciał w TV, a cała rodzina się schodziła i oglądała, ja robiłem coś innego, nie pociągało mnie to. Gdy mówili o tym w szkole, nie mogłem się wypowiedzieć, gdyż nigdy popularnej trylogii pierścienia nie widziałem. Nie wiedziałem, kim jest Gollum, którego wszyscy zabawnie naśladowali. Nie wiedziałem, kim był Frodo i inni. Nawet nie wiedziałem, jak działa pierścień. Żałuję, że nie wiedziałem. Ale teraz to nadrobię. I zacząłem od Hobbita.

Hobbit opowiada o pewnym hobbicie, Bilbo Baginsie, który zostaje wybrany przez Gandalfa na "włamywacza", czyli poszukiwacza przygód i zostaje przydzielony do misji trzynastu krasnoludów szukających zemsty. Z przywódcą Thorinem na czele, krasnoludy rozpoczynają wędrówkę do kryjówki smoka Smauga, który dawno temu ukradł naszym małym przyjacielom ich złoto i wszystkie skarby, który należały do nich. Jednym z nich był Arcyklejnot, który odegra dość dużą rolę w tej powieści. Arcyklejnot był pięknym, drogim, białym kamieniem, który należał do dziadka Thorina.  Hobbit i ekipa trzynastu krasnoludów wyrusza  w niebezpieczną podróż, pełną wielu przygód w Śródziemiu, uniwersum Władcy Pierścieni.

Początek książki zapowiada nawet dobrą lekturę. Inteligentne dialogi, ciekawa fabuła i przygody. Kto z nas nie lubił bajek o smokach, krasnoludach, różnych trollach, elfach, goblinach? W tej książce dostajemy to wszystko.  Jest to książka, która świetnie nadaje się na lekturę dla młodszych dzieci do łóżka bo jest bajką, dobrą pozycją dla młodzieży ze względu na fantastykę i co ważne, również dla dorosłych którzy po prostu doceniają takie inteligentne historie. Więc książka jest na pewno nadająca się dla wszystkich.

Ta książka nie ma schematu „początek, rozwinięcie i zakończenie”. Bo w książce cały czas są przygody! To z trollami, to z orłami, to pająkami, goblinami! Nie jest ona lekturą dość grubą, ale mimo wszystko zawiera wiele świetnych motywów. Jednak duża ilośc przygód jest zarówno plusem i minusem – plusem jest oczywiście ich ilość, a minusem to, że nie są dość długie. Każda w sumie kończy się podobnie, ale czego oczekiwać po takiej baśni? Czasami przydałby się dłuższy opis walki, wyglądu postaci (gdyż czasami nie sposób ich sobie wyobrazić – autor stawia z góry, że mamy te obrazy w głowie, co jest niestety minusem) czy pomieszczeń. Przyznam, że z początku myślałem, że Gollum jest człowiekiem, a tu zonk, gógluję i co? Jakieś nie wiadomo co, goblinowate coś. Nigdy bym nie zgadł. 

Bohaterowie nie są zbyt rozwinięci. Ciężko oczekiwać od autora, by skupiał się na wszystkich krasnoludach, wiemy tylko, że Thorin jest odważny i mężny, Fli i Kili są najmłodsi a Bombur jest gruby. I wszystkich prowadzi gorączka złota. Na tym kończą się charaktery naszych krasnoludów. Jedynie wyraziści są Gollum, Gandalf i Bilbo, którego przemianę obserwujemy przez wszystkie stronice tej powieści.  Doceniam to, ale można by skupić się trochę bardziej na charakterach.

Bardzo spodobał mi się w tej książce styl pisania autora i narracja. Naracja prowadzona jest przez jakiegoś bardzo doświadczonego mieszkańca Śródziemia, który wie wszystko i gdy opisuje jakąś przygodę, to często schodzi na inny temat i dowiadujemy się czegoś więcej o świecie, w którym prowadzona jest akcja. Czasami opowiada to nawet w sposób humorystyczny, nie jest prowadzona sztywno, tylko tak, hm, na „luzie” . To zdecydowanie plus. Niestety nie zawsze. Podczas jednej bitwy, zamiast czuć jakiekolwiek emocje, czytałem to jak z podręcznika z historii. 

Podsumowując, Hobbit jest dobrą książką. Na pewno zachęca do sięgnięcia po dalsze książki Tolkienia, przynajmniej mnie zachęciła. Jest na pewno klasyką i wszyscy powinni ją przeczytać, nie do szkoły, dla siebie. Bo po prostu warto.

8/10

poniedziałek, 3 października 2011

Promocja na empik.com!

Właśnie dostałem informację na pocztę, że na empik.com jest nowa promocja! Trzy książki w cenie dwóch! Cena najtańszej zostanie zmniejszona do dwóch groszy. Korzystajcie! Ja już skorzystałem, i zostały zamówione:
Kosogłos,
W pierścieniu ognia,
Felix, Net i Nika oraz Pułapka Nieśmiertelności

Zachęcam wszystkich! Szczegóły na oficjalnej stronie empika.

niedziela, 2 października 2011

Lista

Jak już może niektórzy zauważyli, obok jest lista seriali i kreskówek, które aktualnie oglądam. Został mi ostatni odcinek PLL przed przerwą, a z rodzinką jestem na bieżąco, więc recenzje może się niedługo pojawią. Ale obok pojawiła się jeszcze lista seriali, które mam zamiar zacząć oglądać - znacie? lubicie? Jak tak, podzielcie się wrażeniami w komentarzach i zachęćcie.

P.S Dzisiaj Terra Nova na Foxie o 20.00! Nakręcony z wielkim rozmachem serial Spielberga. Oglądamy wszyscy? ; )

czwartek, 29 września 2011

Ankieta

Soł soł soł soł ... W tym roku, w klasie szóstej szkoły podstawowej (ah ale ze mnie dzieciątko ah!) dostałem dość mało lektur, mianowicie - Hobbit, czyli tam i z powrotem, Bajki Robotów, Mały Książę, Opium w rosole orz fragmenty Balladyny, które będą w podręczniku. Myślę sobie - ah, ale to mało ah! Gdzie te słynne "Szatan z siódmej klasy", "Ten obcy" czy inne, o których tyle się słyszy? Nie mamy nawet Psa, który jeździł koleją, którego czytałem chyba w czwartej klasie i byłem nią tak oczarowany, że tylko czekałem aż będę mógł ją przeczytać ponownie i ... i nic. Więc taka ankieta dla was. Nie wiem, skąd to się u mnie wzięło, ale mam zamiar przeczytać tych lektur więcej, tyle, ile jest w programie tej szóstej klasy i te, które są warte uwagi. W ankiecie, która się pojawiła, zaznaczcie jedną z pozycji, z których ułożyłem listę najciekawszych, według mnie, lektur tego roku. Oczywiście przeczytam wszystkie z nich z listy (xd), ale ankieta pomoże mi wybrać pierwszą i tą, która pierwsza doczeka się recenzji! Więc goł  goł goł goł głosować!
WaRzA EmO MaRtYnKa ; ) ) ale szal  ; // sosna ...

wtorek, 27 września 2011

Brak zainteresowania

Cóż, blog zainteresowania większego nie ma, praktycznie nikt go nie komentuje. Byłbym wdzięczny, gdybyście może wy, co to czytacie (poza mną, ja się nie liczę) postarali się zareklamować gdzieś ten mały blog? Powiedzcie znajomym, dajcie na śledzika (Jeśli jesteście tacy durni że jeszcze macie NK-a i co dzień inwestujecie kieszonkowe w euro-gąbki), w wpisie na twiterze czy gdziekolwiek no. Macie nawet moje pozwolenie przyklejania ludziom adresu na czoło. Jeśli to w ogóle pomoże.
A dla tych, co czytają - jak to urozmaicić? Zdjęcia nie dam, bo wyglądam jak sparodiowana wersja młodego Niekrytego Krytyka w podstawówce. Więc ... ? Jakieś propozycje? Może mam zacząć pisać jak emo martynka?
WIenC jA sPaDaM dO mOjEgO ToMóÓsIa, BuZiAcZkI PaA : ****

Wymiatacz


O "Wymiataczu" dowiedziałem się niedawno, praktycznie kilka dni przed polską premierą. Wcześniej ten film był mi obcy, i było dla mnie miłą niespodzianką, że obejrzę go od razu w zdubbingowanej wersji na kanale Nickelodeon. Sięgnąłem po pilota i ... zaczęło się ;)
Głównym bohaterem jest Quincy, w tej roli Jerry Trainor, który jest po prostu "Wymiataczem" w świecie gier video. Nie jest on już dzieckiem, jednak nadal mieszka z rodzicami. Gdy jednak oni chcą wyprowadzić się na Florydę i sprzedać rodzinny dom, Quincy postanawia coś zrobić. Mianowicie odkupić dom. Cena jest duża, jednak będzie mógł ją zyskać jeśli wygra zbliżający się turniej graczy w "Czarną dziurę", z okazji wypuszczenia tej nowej gry na rynek. Quincy sądzi, że to nic dla niego - jako mistrza gier. Kiedy jednak ćwicząc grę w "Czarną Dziurę" atakuje go inny, gracz, Prodigy, ma wątpliwości co do swojej wygranej. I jedynym sposobem by to zrobić jest dowiedzenie się, kim jest wróg w rzeczywistości i poznać jego słabe strony. A wrogiem jest ... dziewczynka.
Film zaczyna się pokazaniem umiejętności Quincy'ego w pewnej grze. Nie jest może ona świetna graficznie, ale z tego co wiem jest wykonana na potrzeby filmu, gdyż nie znalazłem nigdzie odpowiednika w prawdziwym świecie. Tak samo jest potem z "Czarną Dziurą", choć ona jest, przyznam, wykonana starannie i naprawdę miałem ochotę zagrać z nimi w tę super grę. Ogólnie muszę przyznać, że film mnie wciągnął już od początku, mając to, co każda produkcja Nickelodeona - humor, fajną fabułę, humor, wciągające historie i humor!
Co dalej? Akcja się oczywiście rozkręca, w momencie konfrontacji Quincy'ego "Q" i Chris "Prodigy". Bo potem już tylko lepiej. Choć czasami miałem wrażenie, że film ciągnięty jest na siłę - niektóre sceny były wymuszone, i zamiast nich chętnie obejrzałbym jeszcze jakieś urywki z gier. Choć wiem, że stworzenie takiego czegoś więcej tanie nie jest, a to po prostu studio familijnych śmiesznych filmów, ale jednak.
Fabuła ... fabuła jest dobra, fajny pomysł, choć pod koniec twórcy chcą na siłę nas zadziwić jakimiś niestworzonymi rzeczami. Co jeszcze bardziej potwierdza tezę, że to po prostu familijna produkcja, która ma zamiar wywołać uśmiech na twarzy, i to jej się akurat udało.
Niestety gra aktorska jest troszkę słaba. Jeżeli Jerry w rolę Quincy'ego wczuł się dobrze (nic zresztą dziwnego, sam jest podobnym dziwakiem w iCarly), to druga główna rola, Jennette McCrudy, cóż, moim zdaniem się nie postarała. Wygląda jakby w ogóle nie chciała grać w tym filmie, taka obojętna, żadnych większych emocji. No może poza jedną sceną uśmiechu, jednak to jej nie ratuje niestety. Mogłaby zagrać lepiej. Nie wiem, może film kręcony był za szybko, może po prostu nie miała humoru pracując przy nim? A może po prostu jest słabą aktorką? W każdym razie ci, co oglądają serial iCarly, ucieszą się z obsady, bo to miło zobaczyć ulubione twarze jeszcze raz, i wtedy nie zwraca się uwagi na takie coś jak gra. Ale ja zwracam. Jestem zUy! ;p
Ale, na nieszczęście, gdy już myślałem, że postać grana przez Jennette ma trochę cech z Sam z iCarly, znikła ta myśl gdy wplątano w film, jak to zwykle bywa, trochę kiczowaty wątek miłosny. I to nie tylko jej go wplątano ... Niestety to troszkę minus.
Ale wiecie co? Oglądało się przyjemnie, mimo wszystko. Przyjemny filmik, nic ambitnego, coś co można obejrzeć z całą rodziną, pośmiać się i miło spędzić czas. Szczególnie fani Nickelodeona czy aktorów grających w tej produkcji powinni go zobaczyć obowiązkowo!

Ocena? Gdzieś tak 7/10. To chyba pierwszy pełnometrażowy film Nicka, jaki widziałem, ale podobał mi się i czekam na kolejne.

A teraz pytanie do czytelników ... Piszcie w komentarzach, jakie znacie fajne internetowe gry MMORPG, coś podobnego do tych z filmu ; ) Powodzenia!

poniedziałek, 26 września 2011

Recenzja filmów i seriali również! Pierwsze coming soon!

Cóż, poza czytaniem uwielbiam też oglądać seriale z Nickelodeona czy Disney Channel albo różnego rodzaju filmy, czy inne seriale. Postanowiłem, że je też może zacznę recenzować. Chcę się spróbować ; ) Za niedługo pierwsze próbki, recenzja Nickelodeon movie "Wymiatacz" i serialu "Pretty little liars", a w międzyczasie Hobbit. Cieszycie się? : )

czwartek, 22 września 2011

Igrzyska Śmierci


Igrzyska. Igrzyska Śmierci. Gdziekolwiek będziesz szukać informacji o książkach, recenzji czy czegokolwiek innego z tym związanego, na pewno mignie ci przed oczami ten tytuł - Igrzyska Śmierci.
Tak stało się ze mną. Jako mól książkowy, często szukałem informacji o innych ciekawych pozycjach, które mogę przeczytać. I wszędzie widziałem tą nazwę - Igrzyska Śmierci.
Zachęcony samymi dobrymi recenzjami (nie żartuję, ani jednej negatywnej czy po prostu słabej oceny - wszędzie jest polecana) wybrałem się do sklepu i szczęśliwy, wyszedłem z niego z "Igrzyskami" pod pachą. Tak zaczęła się moja przygoda z serią Suzanne Collins.

Tak właściwie to o czym są Igrzyska i dlaczego podobają się tak wielu ludziom? Nie wiem. To znaczy, wiem, ale nie da się tego wyjaśnić, trzeba przeczytać. A o samej fabule. Co roku organizowane są Głodowe igrzyska, czyli popularny program telewizyjny reality-show, w którym udział biorą dwie osoby z każdego z dwunastu dystryktów. Oczywiście nie z własnej woli. Są losowane. Są na arenie Igrzysk zabawkami w rękach organizatorów. Walczą o własne życie, a zwycięzca może być tylko jeden - sprawa komplikuje się, gdy niektórych zawodników połączy niezwykła więź. Czy to twoja siostra, twoja miłość, przyjaciółka. Organizatorów, czyli Kapitolu, to nie obchodzi. Wtedy są jeszcze większe "emocje".
Główna bohaterka i równocześnie narratorka to Katniss Evardeen, szesnastoletnia dziewczyna z dwunastego dystryktu, która po śmierci ojca staje się głową rodziny - poluje na jedzenie dla załamanej matki i młodszej siostry, Prim. Nigdy nie jest jej łatwo, każdy dzień to wyzwanie. Towarzyszy jej przyjaciel, Gale, z którym wspólnie wyrusza na łowy do lasu.
Pewnego dnia wszystko się zmienia. Odbywają się kolejne losowania do Igrzysk, i zostaje wybrana młodsza siostra Katniss oraz Peeta Mellark, tajemniczy syn piekarza. Katniss stawia się za Prim i nie pozwala, by dziewięciolatka wylądowała na arenie w walce na śmierć i życie - sama zgłasza się na ochotniczkę. I tak zaczyna się nasza przygoda.
Muszę przyznać, że książka zachwyca, i to już od początku. Zachwycają bohaterowie, zachwyca fabuła, zachwyca wszystko. Narracja prowadzona jest w czasie teraźniejszym, co niektórym może nie przypaść do gustu, ale nie jest to takie odczuwalne i co ważniejsze nikomu nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Dodaje klimatu, niezwykłego klimatu, szczególnie w rozwinięciu powieści. To na pewno jeden z licznych plusów tej książki.
Co dalej? Rozpoczynają się niewinne przygotowania do głównego wątku, tytułowych igrzysk. Bohaterowie mają własnego mentora, który kiedyś zwyciężył walkę na śmierć i życie i został zwycięzcą głodowych igrzysk. Bohaterowie szykowani są przez swoich stylistów do publicznych prezentacji. Znajdują się w ogromnej metropolii Panem. Niewinne wprowadzenie do najgorszego. Wszystko wydaje się takie zwyczajne ale jednak wiemy, że prowadzi do czegoś większego, autorka nie daje nam o tym zapomnieć. To sprowadza się do początku, gdzie pisałem o klimacie, który jest po prostu genialny przez całą książkę.
Rozpoczynają się ... Co się rozpoczyna? Tak, właśnie to!
IGRZYSKA ŚMIERCI!
I to od tego właśnie momentu nawet mi przez myśl nie przeszło, by przerwać czytanie. A nawet jak już musiałem to zrobić, to myślałem tylko o tej książce. Nawet śniły mi się Igrzyska.
Nie mogę napisać, że od tego momentu książka jest boska, bo jest boska już od początku, od tego momentu jest po prostu (boskowniejsza?) coraz lepsza. Przeżywamy wszystko razem z Katniss, jej polowania na jedzenie, jej wspomnienia, Jej uczucia. Po prostu wszystko. To mądra i niezależna dziewczyna, która nigdy nie okazuje słabości. Dziwiłem się, że ta książka była porównywana przez kogoś do Zmierzchu, gdyż nie ma w ogóle nic wspólnego z wampirzą sagą (nie żebym coś do niej miał). Różnią się pod każdym względem, więc nie pomyślcie, że to kolejna słodka historia dwojgu zakochanych ludzi. Praktycznie wątek miłosny ma tu najmniejszą rolę, choć też ważną. Dowiecie się, dlaczego, jak przeczytacie.
Co można powiedzieć o bohaterach? Jak już pisałem, Katniss to postać wykreowana po prostu genialnie. Głowny męski - Peeta Mellark - też jest, hm, jakby to powiedzieć, "fajny". Tajemniczy, ma unikalny charakter, jest odważny, kiedy trzeba, ale też mądry. Szczególnie dobre wywarł na mnie pierwsze wrażenie. To w zasadzie tyle z głównych bohaterów. Oczywiście Katniss i Peeta nie są jedynymi trybutami na Igrzyskach. Są też inne postacie, jednak nie wiemy o nich zbyt wiele, bohaterka się na nich nie skupia. Kolejny plus dla książki. Bo czy interesują cię osoby, które zginą z twojej ręki bądź same cię zabiją?
I książka niemiłosiernie wciąga. Dawno nie wciągnęła mnie tak żadna pozycja. Klimat prowadzony jest tak, że nigdy nie wiesz, co się stanie. A na Głodowych Igrzyskach może stać się wiele.
To po prostu kawał dobrej książki. Nie napiszę, że "fantasy", mimo że tak jest wszędzie reklamowana - upieram się, że to wszystko może stać się naprawdę. Przyznam, że na samą myśl mi ciary przeszły, ale to niestety jest prawda.
Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to styl pisania autorki w pewnym aspekcie - czasami dni mijają bardzo szybko, i wszystko pisane jest jednym ciągiem. Może to tylko wina polskiego wydania, ale przydałyby się czasami jakieś odstępy. Ale to naprawdę już czepianie się na siłę do arcydzieła.
"Igrzyska Śmierci" to pierwszy tom trylogii i już widać, że trylogii bardzo dobrej. Musiałem niestety rozstać się na jakiś czas ze światem Katniss przez szkolną lekturę (autorstwa mistrza fantasy, chyba wiecie o jaką pozycję chodzi : >) ale gdy tylko ją zakończę, triumfalnie sięgnę po kolejne tomy, olewając inne pozycje ze stosiku, wybaczcie :<
10/10, jeśli są jakieś wątpliwości. Choć to nawet za mało.
Ah, i jeszcze jedna sprawa. Film kinowy, który się zbliża wielkimi krokami. Fani się cieszą, ale to moim zdaniem zdecydowanie nie jest książka na ekran. Nie wywoła takich samych wielkich emocji, jak dzieło Suzanne Collins.