sobota, 22 października 2011

Ogród popiołu


Jedenasty tom serii Ulysses Moore. Pewnie myślicie „co za dużo, to niezdrowo”. Ja też tak myślałem po tomie dziewiątym, czy dziesiątym. Ale nie w tym przypadku. Ogród popiołu wypada bardzo dobrze na tle innych tomów serii. Przekonajmy się, dlaczego.

Po ucieczce Ulyssesa Moore w poszukiwaniu żony Penelopy, Rick, Julia, Jason, Tommi i Anita starają się go odnaleźć. Wykorzystując wszystkie klucze do Wrót Czasu, jakimi dysponują, wyruszają do różnych krain. Jednak Ulysses uciekł na Metis, czyli łódce, która może zabrać cię gdziekolwiek. Do tego zabrał wszystkie cztery klucze do Wrót Czasu w Willi Argo, więc dzieci nie mają tam dostępu. Wylądował on na Tajemniczej Wyspie, jednak przez nieuwagę towarzysza na gapę zostaje tam więźniem. I do tego okazuje się, że jego odwieczny wróg zdołał z niej uciec i stanowi zagrożenie dla jego przyjaciół z Kilmore Cove …

Jedenasty tom jest ciągiem dalszym przygody zapoczątkowanej w „Ukrytym mieście”. Jak w poprzedniej historii, czyli 1-6 skupialiśmy się na odkrywaniu sekretów tajemniczego miasteczka i jego mieszkańców, tak tym razem od początku poznajemy przeszłość Ulyssesa Moore, odkrywamy tajemnice rzeczy nam już dobrze znanych a wszystko to przewijające się między dobrą i ciekawą akcją z nowymi postaciami. Główny motyw jest ten sam – odkrywanie coraz to ciekawszych tajemnic, rozwiązywanie zagadek, a wszystko dzieje się często w różnych miejscach akcji równocześnie. Tutaj plus dla książki. Rozpoczyna się ona, oczywiście, krótkimi rozdziałami (które są w sumie przez całą książkę) i w każdym dzieje się inny wątek, i to nam towarzyszy przez całą powieść. Jest to niezwykle klimatyczne i trzymające w napięciu i sprawia, że każdy wątek jest ciekawy, gdyż autor potrafi go dobrze opisać. Trzeba przyznać, że po dziesięciu tomach sagi zdobył jakieś doświadczenie, przez co „Ogród popiołu” czyta się miło i przyjemnie.

Nie ma zbyt wiele nowych postaci, za to są stare i miło się czyta kolejny tom ich przygód. Za to, według mnie zawsze najciekawsze były postacie, o których ktoś opowiada, odkrywa sekrety ich przyszłości a tak naprawdę nigdy ich nie spotykamy, albo dowiadujemy się o nich dużo i jednak dochodzi do konfrontacji. Autor świetnie to przedstawiał w niemal każdym tomie i w tym również. Oczywiście ‘realne’ postaci też wzbudzają sympatię. Miło mi się czytało nawet o księdzu. Perdomenico ma niepowtarzalny styl i z każdego zdarzenia potrafi zrobić coś ciekawego. Dlatego moja przygoda z „Ogrodem popiołu” trwała niespełna kilka godzin – nie tylko dlatego, że powieść jest krótka, lecz jest bardzo wciągająca i intrygująca.

Autor ma świetny styl pisania choć nie ukrywam, że troszeczkę dziecinny. Nie ma co się dziwić, w końcu to książka kierowana dla młodszych czytelników i jak dla nich to Baccalario pisze naprawdę rewelacyjnie. Jest to lekkie fantasy z raczej większą ilością przygód niż fantastycznych zdarzeń, i posiada wszystko co powinna mieć dobra książka przygodowa. Na pewno jest przeznaczona dla czytelników w każdym wieku. Dzieci przeczytają, bo to książka kierowana dla nich a ci starsi oderwą się od rzeczywistości, czytając przyjemne dzienniki Ulyssesa Moore. Książka jest po prostu lekka i razem z poprzednimi tomami tworzy jedną wielką fabułę i uniwersum, dopracowane i przemyślane.

Niestety kolejny raz muszę się przyczepić do tytułu – już od początku autor tworzy je tak, by ciekawiły, a bardzo mało niestety mają wspólnego z treścią. „Kamienni Strażnicy” pojawili się zaledwie na maksymalnie dwóch stronach, „Wyspa Masek” tylko w końcówce, a „Ogród popiołu” był, jednak nie było na nim skupionej większej uwagi.

Po przeczytaniu tego tomu nie sposób nie przeczytać ostatniego, dwunastego tomu, choćby z ciekawości, jak to wszystko się skończy. Ja tak również zrobiłem. Od razu po przeczytaniu zaopatrzyłem się w „Klub podróżników w Wyobraźni”  by zakończyć raz na zawsze moją przygodę z miasteczkiem Kilmore Cove i Jasonem, Julią oraz Rickiem.

Aha i proszę mi wyjaśnić jedno – co do cholery ma okładka do treści?

8/10



5 komentarzy:

  1. Lubię tę serię, ale nie czytałam już chyba tomu 9 albo 10 i na razie nie mam skąd ich wziąć a kupować nie chcę. Mimo to zachęcająca recenzja. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć już nie do końca na moje lata to z chęcią czytałam ,ale od kiedy nie dałam rady dokończyć tomu ,w którym pojawiają się nowy bohaterowie ,nie sięgnęłam po inne części :P Może w końcu to nadrobię ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejku, jak ja pamiętam tą serię! Pamiętam, że czekałam te dwa tygodnie, żeby w kiosku kupić kolejną część ^^ Zresztą nie tylko ja - moja mama też. Poprzestałam na szóstym tomie, niestety (bo wtedy to był jeden tom w dwóch częściach) i zakończyłam przygodę, oddając wszystko do biblioteki szkolnej. Ale... tęsknię za Kilmore Cove. Chyba znów jakoś zdobędę pierwsze części. Nie wiem, jak, ale sentyment nie pozwala mi tego nie przeczytać znowu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam tej serii, ale w tym tygodniu zamierzam kupić chociaż jej jedną część.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem nawet do którego tomu doszłam, ale chyba do ósmego... chyba XD Dalej nie chciało mi się czytać, jednak teraz chętnie odświeżyłabym sobie tę serię, jak znajdę trochę wolnego czasu ^^

    OdpowiedzUsuń