wtorek, 27 września 2011

Wymiatacz


O "Wymiataczu" dowiedziałem się niedawno, praktycznie kilka dni przed polską premierą. Wcześniej ten film był mi obcy, i było dla mnie miłą niespodzianką, że obejrzę go od razu w zdubbingowanej wersji na kanale Nickelodeon. Sięgnąłem po pilota i ... zaczęło się ;)
Głównym bohaterem jest Quincy, w tej roli Jerry Trainor, który jest po prostu "Wymiataczem" w świecie gier video. Nie jest on już dzieckiem, jednak nadal mieszka z rodzicami. Gdy jednak oni chcą wyprowadzić się na Florydę i sprzedać rodzinny dom, Quincy postanawia coś zrobić. Mianowicie odkupić dom. Cena jest duża, jednak będzie mógł ją zyskać jeśli wygra zbliżający się turniej graczy w "Czarną dziurę", z okazji wypuszczenia tej nowej gry na rynek. Quincy sądzi, że to nic dla niego - jako mistrza gier. Kiedy jednak ćwicząc grę w "Czarną Dziurę" atakuje go inny, gracz, Prodigy, ma wątpliwości co do swojej wygranej. I jedynym sposobem by to zrobić jest dowiedzenie się, kim jest wróg w rzeczywistości i poznać jego słabe strony. A wrogiem jest ... dziewczynka.
Film zaczyna się pokazaniem umiejętności Quincy'ego w pewnej grze. Nie jest może ona świetna graficznie, ale z tego co wiem jest wykonana na potrzeby filmu, gdyż nie znalazłem nigdzie odpowiednika w prawdziwym świecie. Tak samo jest potem z "Czarną Dziurą", choć ona jest, przyznam, wykonana starannie i naprawdę miałem ochotę zagrać z nimi w tę super grę. Ogólnie muszę przyznać, że film mnie wciągnął już od początku, mając to, co każda produkcja Nickelodeona - humor, fajną fabułę, humor, wciągające historie i humor!
Co dalej? Akcja się oczywiście rozkręca, w momencie konfrontacji Quincy'ego "Q" i Chris "Prodigy". Bo potem już tylko lepiej. Choć czasami miałem wrażenie, że film ciągnięty jest na siłę - niektóre sceny były wymuszone, i zamiast nich chętnie obejrzałbym jeszcze jakieś urywki z gier. Choć wiem, że stworzenie takiego czegoś więcej tanie nie jest, a to po prostu studio familijnych śmiesznych filmów, ale jednak.
Fabuła ... fabuła jest dobra, fajny pomysł, choć pod koniec twórcy chcą na siłę nas zadziwić jakimiś niestworzonymi rzeczami. Co jeszcze bardziej potwierdza tezę, że to po prostu familijna produkcja, która ma zamiar wywołać uśmiech na twarzy, i to jej się akurat udało.
Niestety gra aktorska jest troszkę słaba. Jeżeli Jerry w rolę Quincy'ego wczuł się dobrze (nic zresztą dziwnego, sam jest podobnym dziwakiem w iCarly), to druga główna rola, Jennette McCrudy, cóż, moim zdaniem się nie postarała. Wygląda jakby w ogóle nie chciała grać w tym filmie, taka obojętna, żadnych większych emocji. No może poza jedną sceną uśmiechu, jednak to jej nie ratuje niestety. Mogłaby zagrać lepiej. Nie wiem, może film kręcony był za szybko, może po prostu nie miała humoru pracując przy nim? A może po prostu jest słabą aktorką? W każdym razie ci, co oglądają serial iCarly, ucieszą się z obsady, bo to miło zobaczyć ulubione twarze jeszcze raz, i wtedy nie zwraca się uwagi na takie coś jak gra. Ale ja zwracam. Jestem zUy! ;p
Ale, na nieszczęście, gdy już myślałem, że postać grana przez Jennette ma trochę cech z Sam z iCarly, znikła ta myśl gdy wplątano w film, jak to zwykle bywa, trochę kiczowaty wątek miłosny. I to nie tylko jej go wplątano ... Niestety to troszkę minus.
Ale wiecie co? Oglądało się przyjemnie, mimo wszystko. Przyjemny filmik, nic ambitnego, coś co można obejrzeć z całą rodziną, pośmiać się i miło spędzić czas. Szczególnie fani Nickelodeona czy aktorów grających w tej produkcji powinni go zobaczyć obowiązkowo!

Ocena? Gdzieś tak 7/10. To chyba pierwszy pełnometrażowy film Nicka, jaki widziałem, ale podobał mi się i czekam na kolejne.

A teraz pytanie do czytelników ... Piszcie w komentarzach, jakie znacie fajne internetowe gry MMORPG, coś podobnego do tych z filmu ; ) Powodzenia!

1 komentarz:

  1. Sama osobiście,to nie znam takich gier.Kojażę jedynie "Czołgi drużynowe",ale to nic wielkiego :) Blog jak na razie jest świetny :)

    OdpowiedzUsuń