piątek, 21 czerwca 2013

'Uczta dla wron' - George R. R. Martin



Chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o kultowym serialu stacji HBO ‘Gra o Tron’. Licząca sobie już trzy sezony seria podbiła serca widzów na całym świecie – wielowątkowość przedstawianej historii, złożeni bohaterowie z celem, do którego dążą, spiski, tajemnice oraz wisienka na torcie – wątki fantasy, które na myśl przywodzą dawne baśnie z dzieciństwa, które każdy z nas zna, ale nikt ich nie pamięta. Dodatkowo serial może poszczyci ć się również fenomenalną grą aktorską.

Ale! Tak, moi drodzy, są jeszcze książki, które są fundamentem dla serialu. Obecnie licząca sobie pięć obszernych tomów seria George’a R. R. Martina wciąż nawet nie zbliża się do końca. Po fenomenalnej ‘Nawałnic y Mieczy’, która przyniosła dla serii wiele zmian, nowych wątków i, jak zwykle, wartką akcję, przepełniona różnorodnymi opisami seria ma jeszcze inne części. Tym razem spróbuję ocenić ‘Ucztę dla wron’, która wydana została w naszym kraju podzielona na dwa tomy – ‘Cienie śmierci’ i ‘Sieć spisków’.  Jak wypada kolejna już odegrana zwrotka słynnej ‘Pieśni Lodu i Ognia’?

Pierwszą istotną informacją, od której należy zacząć i którą podkreśla sam autor – ‘Uczta dla wron’ to zaledwie początek losów bohaterów po ‘Nawałnicy Mieczy’. Nie spotkamy w tej książce takich bohaterów jak nasza ukochana matka smoków Zrodzona w Burzy Daenerys Targeryan lub przebiegły karzeł Tyrion Lannister. Bękarci syn Eddarda Starka, Jon, również został zaledwie wspomniany. Książka skupia się na wydarzeniach w Królewskiej Przystani i najbliższych okolicach, serwując nam rozdziały z perspektywy takich postaci jak Cersei, Jaime, Brienne z Tarthu czy Samwell Tarly. Losy kolejnych postaci przedstawione są w ‘Tańcu ze smokami’, który jednak odtańczony przeze mnie zostanie dopiero później. Na razie skupmy się na konkretach.

Spiski, spiski, spiski. Tych jak zwykle w ‘Pieśni lodu i ognia’ nie brakuje. Cersei Lannister, złotowłosa lwica toczy własne wojny w Królewskiej Przystani i okolicach. Trzeba przyznać, że lwiątko nie ma już takiego łatwego życia jak jeszcze na początku serii. Jej syn został otruty na własnym weselu, karzełkowaty brat uciekł, mordując przy tym jej ojca, a bliźniaczy brat, Jaime, powoli się od niej odwraca. Brzmi jak Moda na sukces, hę? Niestety mówię to z wielkim bólem, ale istotnie tak jest, jeśli chodzi o ten wątek w ‘Uczcie dla wron’. Inni mogą się ze mną nie zgodzić, jednak rozdziały Cersei są długie i niezbyt interesujące. Siedzenie w głowie osoby, która obrażona jest na wszystko i wszystkich, a przy tym niestety nie jest zbyt sprytna jeśli chodzi o spiski i knucie złowrogich planów, nie jest zbyt porywające. Mimo wszystko ten wątek w książce jest dość świeży, gdyż wcześniej nie mieliśmy okazji dosłownie ‘siedzieć’ w głowie lannisterówny.
Inne postaci, takie jak Samwell Tarly czy Arya Stark (Arry? Cat Znad Kanałów? A może Nikt?) muszą odnaleźć się w nowych miejscach. Samwell wraz z Goździk i measterem Aemonem wyrusza do Cytadeli w Starym Mieście ze względu na rozkazy dane mu przez Jona Snowa, dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego lorda dowódcę Nocnej Straży. Przy okazji zahacza też on o Braavos, w którym przesiaduje nasza Ary.. Cat… no Arya.

Rozmach powieści jest ogromny – bohaterowie tej książki są dosłownie rozrzuceni po całym fikcyjnym, stworzonym przez Martina świecie. Niestety działa to też na niekorzyść powieści – wątki niemal KOMPLETNIE się ze sobą nie łączą, przez co książkę czyta się dość topornie przez wybijanie z akcji. Z historii każdego bohatera, którego oczami obserwujemy akcję można by zrobić osobną książkę ze względu na rozbudowanie tejże. Czy to dobrze?  Cóż… dla mnie to minus. Pamiętacie ‘Grę o Tron’? Wszystkie postaci niemal w tym samym miejscu, historia każdego bohatera sprawia wrażenie, jakby miała ona wpływ na losy innego. Tutaj nie ma czegoś takiego. Owszem, może w którymś rozdziale tego i tego bohatera jest wspomniane, co w tej chwili robi ten i tamten, jednak są to nieliczne przypadki. Większość czasu każda z nich ma ‘własny świat’ i własne problemy.

Fanom wątków fantasy w tej serii ‘Uczta’ może niekoniecznie się spodobać. Poprzez braku takich postaci jak Deanerys i jej smoki lub Jona i jego wglądu za mur nie ma ich zbyt dużo, a sama książka skupia się bardziej na zwyczajnych dniach i nocach w życiu każdego z bohaterów ze względu na jego status społeczny. Cersei, która jest Królową Regentką knuje i knuje i wyknuć nic cwanego nie może, Sam płynie tu i tam, czasami sobie wymiotując i tak dalej. Wiecie, życie.

Jednak jest jeden mocny plus, który działa na korzyść tego tomu. Nowe wątki. Niektórzy mogą uznać to za minus ze względu na niezbyt szybko zbliżający się koniec starych, jednak dla mnie był to przyjemny powiew świeżości. Mamy wgląd na Żelazne Wyspy i na ich własną politykę, lub oczami Arianne Martell obserwujemy Dorne, które do tej pory zostało tylko wspomniane. Niestety wątki te są krótkie i zazwyczaj nie mają więcej niż dwa lub trzy rozdziały ‘czasu stronowego’, to jednak satysfakcjonują.
Minusem jest też wolno rozwijająca się akcja. Owszem, nie samą krwią człowiek żyje, jednak ze względu na rozbudowanie historii, cierpi na tym akcja, a raczej jej brak. Powieść do przodu posuwa się bardzo wolno, tak jak poszczególne wątki postaci i ciężko wczuć się w ich losy. Jak autor ma zamiar zakończyć wszystkie wątki w jeszcze trzech tomach? (Jak już mówiłem, nie czytałem Tańca ze smokami). Albo ucierpią na tym skrócone wątki, albo powieść stanie się zwyczajną telenowelą. A już w ‘Uczcie dla wron’ było bardzo do tego blisko.

Nie wiem, czy to tylko ja, ale z czasem powieść mnie wymęczyła i kolejne rozdziały czytałem ziewając lub sprawdzając, ile jeszcze do końca. Tu należy zadać sobie pytanie – czy to ja jestem już tym światem zmęczony, czy może autor?

Mimo wszystko „Uczta dla wron” na pewno wciąż jest powieścią dobrą. Kunszt pisarski George’a po raz kolejny daje o sobie znać, jednak zabrakło mi tego, co tak bardzo wessało mnie w świat w poprzednich tomach serii. ‘Pieśń lodu i ognia’ po raz kolejny zagrała, jednak tym razem ze słabszymi basami i nie tak porywającą muzyką. Pozostaje liczyć, że to chwilowy spadek formy Martina i ‘Taniec ze smokami’ po raz kolejny pozwoli mi wniknąć w ten świat. Mam nadzieję, że to będzie naprawdę porywający taniec!

7/10


1 komentarz: